O niemieckim schronisku pod Babią Górą

Cover Image for O niemieckim schronisku pod Babią Górą
/podcast

Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak

Słuchaj w Spotify:
Oglądaj na YouTube:
Górskie Historie tworzę od A do Z sama i udostępniam bezpłatnie. Możesz wesprzeć mnie w tym, fundując mi "wirtualną kawę“. Twój gest pomoże mi przygotowywać dla Ciebie więcej rzetelnych treści 🙂
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pytacie mnie czasami, jakie jest najlepsze schronisko do oglądania wschodów słońca. Do głowy przychodzi Hala Rysianka, Szrenica. Nie jest to sprawa oczywista, bo nie z każdego schroniska w ogóle widać wschód. Wiele z nich jest schowanych w dolinach, lasach albo za górami (dosłownie). Żeby miejsce było dobre na wschód słońca musi być bezdrzewne, odosobnione (nie znajduje się w środku jakiegoś skupiska gór). Przydało by się też, żeby do takiego schroniska prowadził w miarę wygodny szlak, do przejścia nawet zimą. A gdyby jeszcze było z niego widać Tatry – to by był ideał! Ah! Jakże miło by było, gdybyśmy w Polsce mieli takie schronisko…

Ale zaraz! Przecież mieliśmy…

W tym odcinku piszę o legendarnym (już), wymazanym z krajobrazu, niemieckim schronisku na zboczu Babiej Góry, z którego jeszcze 75 lat temu oglądano wschody słońca.

Skąd ten temat?

Znajomość historii daje nam możliwość doświadczania miejsc głębiej niż tylko współcześnie. Bo choć nie wynaleziono jeszcze podróży w czasie, to wyobraźnia i trochę wiedzy mogą już posłużyć za całkiem niezły wehikuł. A w górach najłatwiej „podróżuje się” w czasie, bo przynajmniej tło pozostaje w nich niezmienne.

Do stworzenia tego odcinka zainspirowała mnie moja ostatnia wycieczka na Babią Górę. Pierwszy raz wchodziłam szlakiem zielonym z Lipnicy, przechodzącym przez miejsce, w którym do 1949 roku stało tytułowe schronisko. Wiedziałam o nim już od dawna, widziałam jego zdjęcia, pisałam o nim, ale dopiero tam, sto metrów pod szczytem Diablaka, mogłam w pełni zanurzyć się w historii i wyobrazić sobie to schronisko. Ludzi, znajdujących w nim odpoczynek, narciarzy wypatrujących go we mgle, szukających ciepła i posiłku. Mogłam zobaczyć niemal taki sam widok, na jaki turyści patrzyli z oszklonej werandy. Mogłam zastanowić się chwilę nad niewzruszonością gór i nad tym, jak łatwo jest wymazać miejsce, które dla wielu stanowiło spokojną przystań i kulminację górskiej podróży.

Jak wyglądało schronisko pod Babią Górą

Zacznijmy może od konkretów. Schronisko, czy też Schutzhaus auf der Babiagura, zostało wybudowane 1905 roku z inicjatywy bielskiej sekcji Beskidenverein – niemieckiej organizacji turystycznej o mocnym zapleczu finansowym. O Beskidenverein pisałam już więcej w odcinkach o Trudnych początkach turystyki w Beskidach oraz o Beskidzie Śląskim – więc tam Was odsyłam.

Babia Góra od początku turystyki w Beskidach była królową, tam chodzono najchętniej i najczęściej, tam też szybko powstała relatywnie gęsta sieć szlaków. Pierwszy z nich prowadził na szczyt właśnie od węgierskiej, południowo-wschodniej strony. I jego też poprowadził BV. Schronisko wzniesiono nieopodal tej trasy, w kotle lodowcowym, 109 m poniżej szczytu. Do lat 30. było to najwyżej położone schronisko w Karpatach.

Była to konstrukcja murowana, piętrowa. W środku znajdowały się sypialnie, izba restauracyjna i duża oszklona weranda z widokiem na Tatry, Orawę i Małą Fatrę. Schronisko było czynne przez cały rok. Gospodarze mieszkali w osobnym drewnianym domku, a to dlatego, że zimą trudno było nagrzać gmach schroniska. Dodatkowo mieli tam na swój użytek małą oborę dla dwóch krów i drobiu, szopę, stację meteorologiczną i niewielką kapliczkę. Nieopodal schroniska znajduje się źródło o nazwie Głodna Woda, z którego specjalnym grawitacyjnym rurociągiem poprowadzono bieżącą wodę do schroniska.

W przewodniku po Beskidach Zachodnich Kazimierza Sosnowskiego z 1914 roku możemy przeczytać, że schronisko „posiada wygodne urządzenia, bibliotekę [w której, jak wiemy z wpisu w księdze pamiątkowej, były też polskie książki, w tym „Potop” Sienkiewicza], apteczkę, werandę oszkloną z cudnym widokiem, miejsc noclegowych 43. Dwa pokoiki osobne po 3 łóżka i dwie wspólne sypialnie. Wschód słońca można ze schroniska obserwować. Ceny dość wysokie […] Zawiadowca mówi po polsku”. Owym „zawiadowcą”, czyli po prostu gospodarzem w latach 1905-1914 był góral z Lipnicy Wielkiej Jan Zosiak. Wcześniej przewodnik beskidzki.

Polacy w niemieckim schronisku

Na początku XX wieku działalność BV w Beskidach była już rozwinięta na dużą skalę. Znakowali oni kolejne trasy, mieli też na swoim koncie schroniska w innych beskidzkich pasmach. Korzystały z nich niemieckie wycieczki przyjeżdżające nawet z Berlina. Na Babią Górę wiodło już wtedy kilka popularnych tras. Polscy turyści wyruszali zazwyczaj z Zawoi, kierowali się najpierw do polskiego schroniska na Markowych Szczawinach i stamtąd na szczyt. Przez to, że były wtedy dostępne dwie opcje noclegu w okolicach szczytu, ci którzy szli na wschód słońca mogli wybierać między polskim i niemieckim schroniskiem. Decyzja często była podyktowana względami patriotycznymi albo finansowymi – w obiekcie BV było po prostu drożej. Mimo to, spora część turystów śpiących na Markowych również zachodziła na węgierską stronę, żeby ogrzać się i posilić po szczytowaniu – stąd mnogość polskich wpisów w księdze pamiątkowej.

Polskiemu schronisku na Markowych Szczawinach z oczywistych względów trudno było jednak konkurować z tym niemieckim. Bo przyznajcie sami, gdzie wolelibyście odpoczywać? W lesie na Markowych czy 100 m pod szczytem z widokiem na Tatry? No właśnie… I dlatego nawet po wzniesieniu polskiego schroniska, wielu polskich turystów nadal odwiedzało to niemieckie.

Schronisko na Markowych Szczawinach. PTT vs. BV

Tu chciałabym zrobić małą dygresję. Bo myślę, że warto wiedzieć, dlaczego właściwie powstało schronisko na Markowych Szczawinach. W pewnym momencie działającemu już wtedy w Karpatach od 30 lat Towarzystwu Tatrzańskiemu zaczęło przeszkadzać to „panoszenie się” Niemców w Beskidach. I dlatego nie jest przypadkiem, że pierwsze beskidzkie schronisko postawiono pod Babią Górą i to zaledwie rok po otwarciu tego niemieckiego. BV, widząc duże zainteresowanie niemieckich turystów tym szczytem, chciało rozwinąć działalność i wznieść swój drugi obiekt właśnie w okolicach Markowych Szczawin. Ten pomysł zmobilizował TT do utworzenia pierwszego beskidzkiego oddziału (wcześniej zajmowali się tylko Tatrami, Pieninami i Karpatami Wschodnimi) i przejęcia miejsca inwestycji – mało tego – do wzniesienia w tym miejscu własnego przybytku, na przekór hakatystom. Schronisko na Markowych Szczawinach powstało więc w związku z toczącym się na początku XX wieku sporem o Beskidy i prawo do ich zagospodarowywania między Niemcami a Polakami…

Skąd Niemcy i Polacy w austriackich Beskidach?

Ale zaraz, zaraz. Dlaczego właściwie to Niemcy i Polacy brali udział w tym sporze? Przecież ten teren nie był wtedy ani polski, ani niemiecki. Babia znajdowała się w granicach Austro-Węgier. Skąd więc roszczenia do niej Niemców i Polaków?

Polacy zamieszkiwali okoliczne miejscowości Żywiecczyzny i Orawy i stanowili dużą część lokalnej ludności. Ziemia żywiecka należała do dawnej Małopolski i do czasu rozbiorów była częścią Rzeczpospolitej. W momencie wznoszenia omawianych schronisk była to część Galicji, prowincji Cesarstwa Habsburskiego obejmującej tereny dawnej Polski, stanowiącej namiastkę utraconego kraju. Dzięki liberalnej polityce mniejszościowej Habsburgów w Galicji mówiono po polsku, kultywowano polskie tradycje i pielęgnowano tożsamość narodową (czego nie można powiedzieć o innych zaborach). Dlatego niby Austro-Węgry, ale jednak – w dużym uproszczeniu – Polska.

A skąd na tym terenie Niemcy? Duża mniejszość niemiecka już od dawna zamieszkiwała Śląsk Austriacki, co jest związane z kosmopolitycznym charakterem tego regionu. Co prawda Babia na tym Śląsku nie leży, ale Bielsko – siedziba BV – już tak. Śląsk był atrakcyjny gospodarczo i przyciągał niemieckich przedsiębiorców, inżynierów czy robotników. Bo przecież Niemcy (czy raczej Prusy) znajdowały się tuż obok. Od połowy XVIII wieku granica między Prusami a Cesarstwem Habsburskim (czyli, można powiedzieć, Austrią) przebiegała niedaleko na północ od Bielska, a Rybnik czy Racibórz to były już wtedy miasta pruskie. Czyli Babia przez jakieś 150 lat znajdowała się blisko granicy niemieckiej, a chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że tak atrakcyjna góra znajdująca się tuż za granicą przyciągała też turystów niemieckich. Jest to tak oczywiste, jak to, że Polacy lubią czasem wyskoczyć na Krywań albo zwiedzić Adrspaskie skalne miasto. A teraz wyobraźmy sobie jeszcze, że na Słowacji czy w Czechach działałoby towarzystwo dbające o to, żeby interesujące nas szlaki były wyznakowane „po naszemu”, na znakach pisano by po polsku, a najlepsze schroniska byłyby zbudowane dla Polaków i serwowałyby polskie piwo. I takim właśnie schroniskiem było to pod Babią Górą. Niemieckie schronisko na austriackiej ziemi z polską historią.

Ekspansywna polityka niemieckich turystów

Żeby lepiej zrozumieć, dlaczego Niemcy tak usilnie dążyli do turystycznego zagospodarowania Beskidów, mimo sporów z TT, niechęci lokalnej ludności itp., trzeba wziąć pod uwagę ich ekspansywną politykę – nie tylko gospodarczą, ale też rozrywkową. Bo to dla rozrywki niemieckich mieszczan zajęto się udostępnianiem tych zagranicznych gór, a pisał o tym chociażby Anton Oskar Klaussmann – mieszkaniec Górnego Śląska żyjący na przełomie XIX i XX wieku: „Przed miastem [Katowicami] otwierają się najwspanialsze perspektywy na przyszłość, może się ono stać nawet miastem turystycznym, jeśli tylko ktoś zada sobie trud otwarcia dla turystów z północnych Niemiec Beskidów, do których z Katowic można dotrzeć tak wygodnie...

My, berlińczycy, mamy naprawdę już dość gór bawarskich, dialektu bawarskiego i strojów bawarskich, z których korzystamy nie tylko latem u źródeł, lecz także zimą podczas wszystkich uroczystości. Tęskni się za jakimś nowym miejscem dla rzeszy turystów, a ponieważ Karkonosze i Harc są już za dobrze znane, z pewnością wyruszyłoby się z przyjemnością w Beskidy, o ile stworzyłoby się tam warunki dobrego przyjęcia i zaopatrzenia”.

I stworzono takie warunki, czego doskonałym dowodem jest schronisko, o którym dziś mowa.

Księgi pamiątkowe schroniska pod Babią Górą

Cennym dokumentem działania schroniska, a przy okazji archiwum turystycznych „ąsów-dąsów” są księgi szczytowe i inne księgi pamiątkowe. Pod Babią przez pierwsze dziewięć lat działania schroniska goście mogli się do takich właśnie ksiąg wpisać. A co pisali? Wrażenia z wycieczki, opis trasy, uwagi dotyczące samego schroniska, warunków pogodowych itp. Czasem ktoś pokusił się o napisanie krótkiego wierszyka albo uwiecznienie swoich impresji babiogórskich w postaci rysunku. Z ksiąg wynika, że schronisko najczęściej odwiedzali Niemcy i Polacy. Ale – co ciekawe – pojawił się tam też jeden wpis w sanskrycie hinduskiego doktora z Lahore.

Na temat ksiąg pisała do „Wierchów” Maria Olszowska. Przeanalizowała ona wszystkie wpisy. Dzięki temu wiemy, o czym pisali polscy turyści. Tematem pojawiającym się bardzo często była pogoda, niepogoda oraz wschód słońca, którego oglądanie ze szczytu Diablaka miało być największą atrakcją, ale dla niektórych było największym rozczarowaniem. Wiemy przecież, jak kapryśna bywa Babia Góra. Albo – bez metafor – jak trudno przewidzieć pogodę w górach. Niedawno ktoś na moim IG napisał pod rolką z Babiej, że był już na szczycie 7 razy i ani razu nie udało mu się zobaczyć Tatr. To już jest duży pech. A jako że góry na przestrzeni wieków nie zmieniły się za bardzo, szczególnie jeśli chodzi o ową kapryśność – 100 lat temu turyści spotykali się z podobnymi zawodami. A księga szczytowa/schroniskowa stawała się w takich sytuacjach księgą skarg i zażaleń. Dla przykładu zacytuję Wam kilka takich wpisów:

Byliśmy tu byli

I nic nie widzieli.

I wy tu będziecie

Nic nie zobaczycie!!!

Albo:

Obiecywany, piękny wschód osłonięty lekką, lecz gęstą mgłą nie ukazał się naszym spragnionym tego boskiego widoku oczom.

Albo:

Dzień brzydki, silna mgła, tak że „bajeczny” wschód słońca wcale nie był widziany. Pozostajemy wbrew naszej woli w schronisku tak długo, aż mgła się nie rozejdzie.

Albo:

Dzisiaj 9 lipca 1911 z Zawoi wydrapaliśmy się na szczyt Babiej Góry. Pogoda nie dopisała. Wokoło mgła i nic – ciemno, ale za to piwo znakomite. Pijemy – i idziemy dalej.

O złej pogodzie pisano nawet całe poematy. Ale, żeby nie było, że z Babiej nigdy nic nie widać. Sama miałam to szczęście, że przy moim ostatnim wejściu mgły nie było tam wcale! Tak samo i wtedy szczęśliwcom udawało się zobaczyć to, po co przyszli. A widoki, podobnie jak ich brak, również inspirowały poezję:

Prócz Aniołów i Ciebie o Boże

Wszystko oko zobaczyć tu może!

Albo:

Gdy w dolinie srebrzy rosa

a na Babiej świta dzionek

i ja lecę pod niebiosa,

i ja śpiewam jak skowronek.

Albo:

Kto nie był na Babiej Górze

Niech się schowa w dziurze.

Księga meldunkowa i garść statystyk

Turyści przybywający do schroniska pod Babią Górą mogli wpisać się do księgi pamiątkowej, ale już musieli zostawić po sobie ślad w księdze meldunkowej. Zachowały się takie wpisy z pierwszych 16 lat działania schroniska, czyli z okresu dłuższego niż w przypadku omówionej już księgi pamiątkowej. Przez ten czas wpisało się do niej ponad 10 tysięcy odwiedzających. Na ich podstawie można np. stwierdzić, że z roku na rok schronisko odwiedzało coraz więcej osób: od 400 w pierwszym roku do ponad 1200 w latach późniejszych. Znaczny spadek mamy w czasie wielkiej wojny. Wtedy w obiekcie meldowało się natomiast wielu strażników i żandarmów.

Wśród turystów większość stanowili Niemcy, bo i dla nich to schronisko w ogóle powstało. Wpisów Polaków było jakieś 20%. Maria Olszowska zauważa jednak, że „jest to prawdopodobnie ilość trochę zaniżona. O ile bowiem Niemcy, przyzwyczajeni do dyscypliny, dokonywali zapewne rzetelnie wpisów, o tyle Polacy, zwłaszcza ci, którzy nie korzystali z noclegu, a jedynie rozgrzewali się w schronisku po nocnym oczekiwaniu na wschód słońca, zapewne nie zawsze wpisywali do księgi swoje nazwiska”.

W księdze można zobaczyć m.in. wpis Kazimierza Sosnowskiego – wielkiego krajoznawcy, organizatora turystyki, znakarza szlaków i autora pierwszego kompleksowego przewodnika po Beskidach Zachodnich. Mamy tam także ślad po Hugonie Zapałowiczu, którego imię nosi schronisko na Markowych Szczawinach, poecie Franciszku Nowickim, Ludwiku Chałubińskim, synu Tytusa czy popularnym piosenkarzu przedwojennym Mieczysławie Foggu

Późniejsze losy schroniska

Grunt pod budowę schroniska w tak niecodziennym miejscu Beskidenverein wydzierżawiło od państwa orawskiego na 30 lat. I dlatego w latach 30. o parcelę upomniały się Lasy Państwowe – ówczesny zarządca tych terenów. Na tej podstawie schronisko zostało w 1938 roku odebrane niemieckiej organizacji i przeszło w ręce polskich leśników. Nawet taką nazwę „Leśnik” nosiło aż do wybuchu II wojny światowej.

Ten czas był dla schroniska bardzo trudny, choć nie fatalny, bo przetrwało okupację, ostrzał niemieckiego lotnictwa, pożar. Zarządzał nim wtedy Klub Słowackich Turystów i Narciarzy. Nie zdziwi Was pewnie, że po paru latach obiekt zamknięto, z uwagi na mały ruch turystyczny. Po wojnie stacjonował tam oddział Armii Czerwonej, aż do momentu, kiedy schronisko przeszło pod opiekę PTT. Zajęli się oni remontem zniszczonego budynku, ale projekt renowacji został przerwany tajemniczym pożarem, który w 1949 roku strawił doszczętnie pierwsze schronisko pod Babią Górą. Ciekawe, że w wielu tekstach na ten temat nie znalazłam nawet żadnej teorii co do źródła owego pożaru, używane są natomiast takie sformułowania jak „niewyjaśnione okoliczności”.

Na początku planowano odbudować schronisko, ale pomysł ten upadł, kiedy teren znalazł się pod opieką utworzonego w 1954 roku BgPN. Do lat 80. można jeszcze było oglądać ruiny pozostałe po pożarze. Może ktoś z Was miał tę przyjemność? Później pozostałości rozebrano, zostały tylko fundamenty, na których niedawno postawiono platformę widokową z ławeczkami. Dziś można więc już tylko – albo i aż – wyobrazić sobie, jak to było popijać piwo, siedząc na oszklonej werandzie z tak wspaniałym widokiem… chyba że akurat nic nie było widać.

Literatura:

Kazimierz Sosnowski, „Przewodnik po Beskidzie Zachodnim. Od Krynicy po Wisłę łącznie z Pieninami i terenami narciarskimi”, Kraków 1914.

Anton Oskar Klaussmann, „Górny Śląsk przed laty”, tłum. A. Halor, Katowice 1997, cyt. za: D. Kortko, L. Ostałowska, „Pierony. Górny Śląsk po polsku i niemiecku. Antologia”, Warszawa 2014.

Maria Olszowska, „O księdze pamiątkowej schroniska Beskiden-Verein na Babiej Górze”, „Wierchy” 1999, r. 65.

Maria Olszowska, „Turyści w schronisku pod Diablakiem w latach 1905-1921”, „Wierchy” 2000, r. 66.

Materiały z wystawy historycznej znajdującej się w Babiogórskim Ośrodku Historii Turystyki Górskiej przy Schronisku na Markowych Szczawinach.

Pozostałe wpisy:

Cover Image for Czego nie wiedziałam o górach?

Czego nie wiedziałam o górach?

/podcast

W tym odcinku dzielę się historią mojej relacji z górami – od dziecięcych wędrówek, przez młodzieńcze, mniej świadome eskapady, aż po obecne, pełne refleksji wyprawy. Opowiem, jak przeszłam drogę od „zaliczania szczytów” do głębokiego, świadomego wędrowania, w którym piękne widoki to tylko część doświadczenia. Ten odcinek to także opowieść o tym, jak powstał mój podkast – dlaczego mówię o takich, a nie innych tematach i co sprawiło, że chcę dzielić się z Wami moim spojrzeniem na góry.

Czytaj dalej →
Cover Image for Skąd w Alpach wzięli się turyści?

Skąd w Alpach wzięli się turyści?

/podcast

Alpy były kolebką turystyki górskiej i dlatego historia niemal każdego pasma ma jakiś związek z tym, co w działo się w tych najwyższych górach Europy. A działo się dużo. Wielkie odkrycia naukowe, arcydzieła literackie czy malarskie, modernizacja alpinizmu. O tym wszystkim opowiem Wam w tym odcinku. Zajmiemy się historią alpejskiej turystyki, zastanowimy się po co ludzie zaczęli wchodzić w te góry coraz głębiej. A do tego przyjrzymy się popularnemu poglądowi, że Alpy dla turystyki odkryli Brytyjczycy.

Czytaj dalej →
Postaw mi kawę na buycoffee.to