Trudne początki turystyki w Beskidach Zachodnich
Narodowe Archiwum Cyfrowe sygnatura 3/1/0/14/3720/2 - Schronisko na Markowych Szczawinach w Beskidzie Żywieckim
Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak
Gdzie postawiono pierwsze beskidzkie schronisko?
Czy góralom beskidowym doskwierał kretynizm?
Dlaczego znakiem szlaku jest kolor między dwoma białymi pasami?
Mam na imię Marysia, a to są Górskie Historie
Czy 100 lat to dużo? Jak na ludzkie życie całkiem sporo. Ale kiedy pomyślimy o historii świata, o zamkach, dynastiach i królach, 100 lat wyda się mgnieniem oka. Wyobraźcie sobie teraz, że zaledwie 100 lat temu w Gorcach nie było jeszcze żadnego schroniska, na Babiej Górze widniały nadal niemieckie drogowskazy, a Główny Szlak Beskidzki był jedynie mglistym pomysłem. Bo tak naprawdę niedawno doceniliśmy walory krajobrazowe Beskidów Zachodnich. Długo przekonywali się do nich organizatorzy polskiej turystyki górskiej, którzy jeszcze w 1914, jak pisał Kazimierz Sosnowski „patrzyli na Beskidy z pogardą”.
Beskidy w dawnych relacjach z podróży
Dziś Beskidy przyciągają masę turystów. Można znaleźć wiele relacji z podróży po tych górach, w formie blogowej, vlogowej czy też książkowej. Takie teksty świadczą o tym, jak te góry są postrzegane, co w nich najbardziej uwodzi, a co zawodzi. Podobnie jak teraz blogi, tak dawniej źródłem wiedzy o tym, jak postrzegano góry (i nie tylko) były relacje z podróży, przewodniki, dzienniki, czyli szeroko rozumiane podróżopisarstwo. Było ono szczególnie popularne pod koniec XVIII i w XIX wieku.
Jeżeli chodzi o turystykę górską, to relacje z podróży nie tylko przekazywały wrażenia z czyichś wypraw dla uciechy czytającego. Ich rola była znacznie ważniejsza. Stały się one źródłem wiedzy o nieznanych jeszcze w XIX wieku górach i znacznie przyczyniły się do popularyzacji chodzenia po nich. Co istotne, w relacjach często pisano o tych samych miejscach, przez co te, a nie inne pasma, szczyty i doliny zyskiwały większy rozgłos – tam jeździli ludzie.
W polskich relacjach z podróży pisano przede wszystkim o Tatrach. Pojawiały się też wzmianki o innych górach, ale sporadycznie. Najczęściej były to Pieniny, dużo rzadziej interesujące nas Beskidy. I tak jak wiedza o Tatrach była udostępniana i rozpowszechniana za pomocą tych „dziewiętnastowiecznych blogów”, tak o Beskidach przez większość XIX wieku wiedziano bardzo niewiele.
W czasach gdy na temat ważniejszych, wyższych gór Europy i świata powstawały dopiero pierwsze dzieła naukowe, peryferyjne regiony musiały jeszcze poczekać na swoją kolej. Takie monografie geograficzne oswajały góry, przekazywały potencjalnym wędrowcom informacje o ich krajobrazie i klimacie, pogłębiając różnicę między znajomości tych gór, o których pisano i tych o których nie pisano, w tym przypadku Tatr i Beskidów. A to czego nie znamy, łatwiej może napawać nas lękiem. Dlatego też jeszcze w XIX wieku Beskidy były postrzegane jako góry niebezpieczne.
Beskidzkie potwory
Dzisiaj myśl o tym, że Beskidy mogłyby kogoś odstręczać czy napawać lękiem jest trudna do pojęcia. Przecież to są te piękne zalesione góry, ze starymi schroniskami, z gęstą siatką szlaków i fantastycznymi widokami. Obecnie są popularne nie tylko wśród turystów pieszych, ale także wśród rowerzystów, a zimą narciarzy. Pomyślelibyśmy: świetne polskie góry, nie za wysokie, nie za niskie, czego tu się bać?
Sam brak wiedzy nie jest może jeszcze aż tak niepokojący, jak wynikające z niego niedopowiedzenia. Luki, które nasza wyobraźnia sama zapełnia są często domem dla wszelkiej maści potworów, zjaw i niebezpieczeństw. W przypadku Beskidów potworami mieli być… ludzie. Konkretnie zamieszkujący ich zbocza górale.
Według wzmianek o Beskidach pochodzących z relacji z podróży tamtejsza ludność miała być zdeformowana fizycznie i mentalnie. Pisano o karłactwie i kretynizmie – chorobach przypisywanych terenom górskim. Autorzy twierdzili, że napotkane w Beskidach osoby były ogłupiałe, nie można się było z nimi dogadać, miały puste spojrzenie. Były też nieokrzesane. Górale niejednokrotnie próbowali „oskubać” przyjezdnych, często prezentowali się niekulturalnie. Pijaństwo też stanowiło swego rodzaju plagę. Znajdujemy np. narracje z popijaw w karczmach, gdzie turyści musieli spędzać noce. W jednym z fragmentów przeczytać można o dziewczynach, góralkach, które podczas tańca, smarkały sobie w palce i wycierały je w płaszcze swoich partnerów. Do tego dochodziła kwestia wyglądu zewnętrznego. Członki tych ludzi miały być nieproporcjonalne, zdeformowane. Skóra czarno-żółta, małe oczka. Potworności dodawały im też wole, często zauważane na tych terenach objawy chorób tarczycy, które potrafią przybierać olbrzymie rozmiary i opadać na piersi, zupełnie oszpecając dotkniętego nimi człowieka. W tych informacjach o chorobach ludzi gór należy szukać ziarna prawdy, ale z drugiej strony czy skupianie się i pisanie niemal wyłącznie o takich przypadkach nie zniechęcało przejeżdżających przez Beskidy turystów do zagłębienia się w nie? Czy Was by nie zniechęciło?
Zresztą, zniechęcający mieli być nie tylko sami górale. Bo nawet jeśli odważny turysta podjąłby ryzyko zwiedzenia jakiegoś beskidzkiego regionu pomimo plotek o potworach, to nie znalazłby tam podstawowej infrastruktury, której wymagają górskie eskapady. Czego potrzebuje turysta w górach? Noclegu. Pierwsze schroniska w Beskidach powstawały dopiero pod koniec XIX wieku i to w jednej tylko części Beskidów Zachodnich – w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. W pozostałych pasmach schronisk nie było do początku wieku XX. Tu z pomocą przychodzić mogły jedynie bacówki na górskich halach, bacówki, w których stacjonowali w sezonie pasterskim ci potworni górale. Na dole, w miejscowościach, trudno było o kwatery prywatne, a karczm było za mało, nawet by obsłużyć ruch przejazdowy. Mało tego, były to przybytki niezachęcające do dłuższego pobytu. Zarobaczone, brudne, ciasne i drogie. A do tego, przez to że pełniły nie tylko funkcje noclegowe, ale także stanowiły miejsce spotkań lokalnej ludności – trwała w nich nieustająca impreza.
Braki w infrastrukturze turystycznej
Załóżmy jednak, że nasz dzielny turysta przemógłby się, robactwo by mu nie przeszkadzało, a spanie w bacówce jakoś by sobie załatwił przez rodzinne koneksje. Teraz potrzebowałby pomocy w dostaniu się do tejże bacówki, a dalej może na jakiś szczyt będący celem całej wyprawy? I tu opcji było jeszcze mniej. Bo o ile w Tatrach dość wcześnie skrystalizowała się instytucja przewodnika, tak w Beskidach takie usługi były rzadkością, a szlaki zaczęto w tych górach znakować późno, dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Mapy w tamtym czasie zawodziły swoją niedokładnością, a przewodników (książek) po tych terenach w zasadzie nie było.
Do wymienionych już niezachęcających cech Beskidów dorzucić trzeba fakt, że były to tereny wyjątkowo biedne, gdzie ludzie na przednówku przymierali głodem, nie mieli więc warunków i siły do tego, żeby oddolnie organizować turystyczne inwestycje. Takie przedsięwzięcia były najczęściej finansowane kapitałem zewnętrznym. Arystokracja, przedsiębiorcy i ludzie z miasta, doceniając walory krajobrazowe albo klimatyczne danego miejsca zamieniali je w ośrodki turystyczne – dla własnego użytku. Tak powstało m.in. Zakopane, jakie znamy dziś. W Beskidy Zachodnie nie inwestowano, bo krajobrazowo były (a może nadal są?) mniej atrakcyjne niż leżące nieopodal Tatry czy Pieniny. Nie wpisywały się też w XIX-wieczną modę. Wtedy piękne było to, co romantyczne, wzniosłe, wprawiające w zadumę, nawiązujące do historii. Skaliste szczyty, ruiny zamków, wodospady. Nie łagodna beskidzka grań z przetrzebionym lasem i biednymi, chorymi góralami.
Babia Góra i początku turystyki
Potworni mieszkańcy, brak infrastruktury, skąpa wiedza. Jeśli spojrzymy na te wszystkie problemy naraz zrozumiemy, dlaczego w XIX wieku Beskidy Zachodnie nie cieszył się popularnością wśród turystów. Był tu jednak pewien wybitny wyjątek. Wybitny ze względu na swoją wysokość. Chodzi mi o Babią Górę. Najwyższy szczyt Beskidów Zachodnich. Królową Orawskiego krajobrazu.
O Babiej Górze pisano w dziełach naukowych, dużo miejsca poświęcił jej m.in. Stanisław Staszic w swojej rozprawie O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski. Pojawiała się ona także w relacjach z podróży, co wynikało z tego, ze wyróżnia się ona na tle beskidzkiego krajobrazu, stanowiąc ważny punkt orientacyjny w topografii podtatrzańskiego przedgórza. O oficjalnej karierze Babiej Góry, czy też Diablaka, jako miejsca wycieczek możemy mówić już od początku XIX wieku, bowiem to w 1806 roku szczyt zdobył arcyksiążę Józef Habsburg ze swoją świtą. Na cześć tego wydarzenia postawiono obelisk, który można oglądać do dziś.
Działalność Beskidenverein w polskich Beskidach
Nawet ten fragment Beskidów nie wzbudzał jednak takiego zainteresowania, jak rosnące wtedy na popularności Tatry. Uwaga polskich turystów skupiona była na Zakopanem. Turystyka w zachodnim fragmencie Beskidów rozkwitła dopiero na przełomie XIX i XX wieku za sprawą niemieckiego Beskidenverein (BV), towarzystwa zajmującego się właśnie turystycznym udostępnianiem tych gór. Powstało w 1893 roku, miało swoją siedzibę w Cieszynie i obejmowało swoją działalnością zachodnie tereny beskidzkie, czyli dzisiejszy Beskid Śląski i Żywiecki, a także Beskid Morawsko-Śląski (obecnie na pograniczu Czech i Słowacji). Tam też, dzięki BV powstawały pierwsze beskidzkie schroniska i szlaki. W pierwszych dwóch dekadach działalności poprowadzono około 300 km tras turystycznych. Duże zainteresowanie regionem ze strony turystów niemieckich przyspieszyło jeszcze rozwój infrastruktury turystycznej w tych górach. Warto tu dodać, że znakarze BV używali wzoru składającego się z dwóch białych pasów rozdzielonych czerwonym. Taki sposób oznaczania tras turystycznych został później przyjęty także przez Polaków.
Pierwsze beskidzkie schronisko zostało postawione przez BV w 1895 roku w Beskidzie Morawsko-Śląskim, natomiast pierwsze schronisko na obecnie polskim terenie Beskidów to schronisko na szczycie Szyndzielni otwarte w 1897. Tymczasem w Gorcach, Beskidzie Wyspowym czy też Sądeckim turystyka nadal kulała. Brak zainteresowania ze strony jakiegokolwiek towarzystwa górskiego sprawił, że przez długi czas pasma te pozostawały bardziej dzikie niż ich zachodnie rodzeństwo. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w drugiej dekadzie XX wieku, kiedy polska organizacja turystyczna zaczęła wyrównywać układ sił w Beskidzie Śląskim i Żywieckim.
"Wojna na pędzle"
Tą organizacją było Towarzystwo Tatrzańskie (TT) – założone w 1873 roku, mające na celu badanie, udostępnianie i ochronę Karpat. Zakres szeroki, to prawda, ale na początku jedynie w statucie, bowiem przez pierwsze dwie dekady działalności towarzystwo zajmowało się jedynie Tatrami. Dopiero w 1905 roku powstał pierwszy beskidzki oddział Towarzystwa i całkiem możliwe, że było to odpowiedzią na rosnącą dominacją niemieckiego BV w okolicach Babiej Góry, czyli na terenach historycznie polskich.
Pod szczytem Babiej Góry stało już jedno niemieckie schronisko. Wiadomo było, że BV planuje postawienie drugiego budynku na Markowych Szczawinach. Żeby to zrobić, musieli odkupić ziemię od polskiego górala. Tam też polscy działacze skierowali swoje siły, konkurując w przetargu o polanę na Markowych Szczawinach. Udało im się wygrać – jedni mówią, że ofertą, drudzy że perswazją. Tak czy inaczej, zamiast niemieckiego budynku pod Babią Górą pojawiło się skromne polskie schronisko. Było to ze strony Towarzystwa Tatrzańskiego zagranie zuchwałe, można powiedzieć – wbicie kija w mrowisko – bowiem od tej pory przez kolejne kilkanaście lat trwał w Beskidach konflikt między organizacjami nazywany „wojną na pędzle”. Realizował się poprzez wytyczanie konkurencyjnych, równoległych szlaków (stąd „wojna na pędzle” – znakarskie) i zamazywanie napisów na drogowskazach. Walka była trudna dla Polaków, bowiem BV miało większe fundusze. Wspierali ich sami Habsburgowie z Żywca. Tymczasem Towarzystwo Tatrzańskie skąpiło pieniędzy na rozwój Beskidów, inwestując chętniej w Czarnohorę, Gorgany i, oczywiście, Tatry. Stąd skromność polskich schronisk, które niejednokrotnie finansowane były przez zbiórki prowadzone wśród członków i sympatyków Towarzystwa. Taka „zrzutka” została przeprowadzona np. celem wybudowania pierwszego schroniska na Turbaczu. Różnicę w wyglądzie polskich i niemieckich obiektów turystycznych można obserwować w polskich górach do dziś. Porównajmy chociażby współczesne schronisko PTTK Szyndzielnia ze schroniskiem PTTK na Stożku. Są to obiekty w dużej mierze niezmienione od czasu swojego powstania. Pierwsze wybudował BV, drugie TT. Obiekt na Szyndzielni projektowany z rozmachem wzniesiono w konstrukcji głównie murowanej. Był wzorowany na schroniskach alpejskich, posiadał stację meteorologiczną oraz winiarnię. Budynek na Stożku w stylu zakopiańskim, w większości drewniany, na wysokiej podmurówce był na swoje czasy poważną inwestycją i miał pełnić rolę reprezentacyjną, świadczyć o polskiej dominacji w Beskidzie Śląskim po I wojnie światowej. Mimo to, przy budynku na Szyndzielni wypada blado, jakby mniej majestatycznie. Jeszcze mocniejszą różnicę można było obserwować zestawiając schroniska z okolicy Babiej Góry – oba już nieistniejące. Schronisko BV znajdujące się pod szczytem było dwukondygnacyjne, murowane, posiadało oszkloną werandę z widokiem na Tatry i Orawę, było w stanie przyjąć aż 20 turystów na nocleg. Obok wybudowano obórkę, stację meteorologiczną i kapliczkę. Tymczasem konkurujące z nim schronisko TT na Markowych Szczawinach składało się z kuchni, jadalni i dwóch izb noclegowych, które mogły pomieścić…8 osób.
O końcu wojny na pędzle i jej wyniku zadecydowały raczej okoliczności polityczne niż dominacja TT. Beskidy w zakresie podobnym do współczesnego stały się polskimi po 1918 roku. BV musiał wycofać się z zabudowywania tych gór (choć ociągało się), a pieczę nad nimi przejęło w 100% wtedy już Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Trwały dalsze prace, sięgające stopniowo coraz bardziej na wschód. Poprowadzono Główny Szlak Beskidzki (1929), wybudowano schronisko na Starych Wierchach (1932), Jaworzynie Krynickiej (1934), Przehybie (1937). Nie wiemy jednak, czy ludzie odpowiedzialni w Polsce za udostępnianie gór przystąpiliby tak ochoczo do prac w Beskidach, gdyby nie rywalizacja z Niemcami.
Zachęcam Was, żebyście przy waszej kolejnej beskidzkiej wędrówce, sprawdzili, kto i kiedy postawił schronisko, które odwiedzacie.
Bibliografia:
- S. Staszic, O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski, 1815.
- R. Townson, Travels in Hungary: With a Short Account of Vienna in the Year 1793
- L. Zejszner, Podróże po Beskidach czyli opisanie części gór Karpackich, zawartych pomiędzy źródłami Wisły i Sanu, 1852.
- W. Krygowski, Zarys dziejów polskiej turystyki górskiej, Warszawa 1973.
- J. Gąstoł, Beskidenverein a turystyka polska (Cz.I), „Wierchy” 1977.
- P. Kuleczka, Beskidy Zachodnie w pierwszych przewodnikach [w:] XI Sympozjum KTG Najstarsze polskie przewodniki górskie, pod red. M. Staffy.
- K. Sosnowski, Przewodnik po Beskidzie Zachodnim – od Krynicy po Wisłę łącznie z Pieninami i terenami narciarskimi, Kraków 1914.
- W. Midowicz, Początki polskiej turystyki w Beskidach Zachodnich i walka z naporem niemieckim (Beskidenverein), Warszawa 1973.
- J. Gajczak, Historia turystyki w Beskidzie Małym, „Wadoviana : przegląd historyczno-kulturalny” 2000, nr 5.
- M. Kościelniak, Góry pogardzane i góry odkryte. Literackie i turystyczno-krajobrazowe poznanie Gorców w XIX i pierwszych dekadach XX wieku, [w:] Od Kaukazu po Sudety. Studia i szkice o poznawaniu i zamieszkiwaniu gór dalekich i bliskich, red. E. Grzęda, Kraków 2020.
Pozostałe wpisy:
Jak po wojnie oswajano polskie Sudety
W tym odcinku poruszam temat skomplikowanego procesu polonizacji Sudetów po zakończeniu II wojny światowej. Dowiecie się, jak ówczesne władze i społeczeństwo polskie starały się oswoić region, który jeszcze przed 1945 rokiem był niemiecki. Usłyszycie, dlaczego Karpacz zaczął przypominać Zakopane, jak zmieniono nazewnictwo oraz jak wyglądała sudecka turystyka tuż po wojnie. Jak to się stało, że kiedyś niemieckie Sudety są teraz nieodłączną częścią polskiego krajobrazu? Posłuchajcie!
Czytaj dalej →Wycieczka po Śląsku Cieszyńskim i okolicach. Bielsko-Biała - Cieszyn - Żywiec
W połowie listopada 2024 roku wybraliśmy się na nieoczywistą wycieczkę w Beskidy Zachodnie, konkretnie w okolice Śląska Cieszyńskiego. W jej harmonogramie znalazł się czas na górskie spacery, zwiedzanie miast i muzeów, odkrywanie dobrego jedzenia i zachwycanie się widokami. Tę wycieczkę planowałam bardzo długo i miałam obawy, czy będzie na niej co oglądać. Bo, umówmy się, Bielsko-Biała, Cieszyn czy Żywiec to nie są pozycje z list top 10 miast do zwiedzenia w Polsce. Dlaczego więc wybrałam ten kierunek? Bo chciałam zrozumieć ten region, to trudne pogranicze uwikłane w europejską politykę, odstające trochę od Polski, choć z drugiej strony nadzwyczaj polskie – biorąc pod uwagę historyczną przynależność tych terenów. I nie zawiodłam się. Dzięki muzeom i zabytkom, zbliżyłam się do uchwycenia klimatu Śląska Cieszyńskiego. A przy okazji odkryłam nowe pasmo górskie (Beskidy Morawsko-Śląskie), nowy region kulturowy (Kysuce) i kilka dobrych restauracji.
Czytaj dalej →