„W górach jest wszystko co kocham”, czyli o tęsknotach studentów PRL-u

Cover Image for „W górach jest wszystko co kocham”, czyli o tęsknotach studentów PRL-u
/podcast

Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak

Słuchaj w Spotify:
Oglądaj na YouTube:
Górskie Historie tworzę od A do Z sama i udostępniam bezpłatnie. Możesz wesprzeć mnie w tym, fundując mi "wirtualną kawę“. Twój gest pomoże mi przygotowywać dla Ciebie więcej rzetelnych treści 🙂
Postaw mi kawę na buycoffee.to

W komunistycznych czasach cenzury i kontroli jedną z niewielu przestrzeni sprzyjających wolności były góry. Turystyka górska rozwijała się szczególnie wśród studentów, którzy zakładali flanelowe koszule, buty turystyczne; do plecaków pakowali konserwy, mapy i gitary i ruszali na szlaki wszystkich gór polskich.

Ale dlaczego właściwie góry stały się tak popularnym kierunkiem? Kto i w jaki sposób organizował studenckie wyjazdy? I jak przy tym powstała piosenka turystyczna? Jeśli taka tematyka Was interesuje, zapraszam do czytania dalej.

Mam na imię Marysia, a to są Górskie Historie.

Jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach…

Zaczniemy może od tego, że góry były ważnym kierunkiem dla całej, nie tylko studenckiej, turystyki w czasach Polskiej Republiki Ludowej. Ich popularność, szczególnie w pierwszych powojennych dekadach, była związana z dostępnością, a konkretnie z tym, że w górach, zarówno Karpatach, jak i Sudetach już przed wojną istniała dość rozbudowana infrastruktura turystyczna, która, nawet po odliczeniu strat wojennych, była w stanie obsłużyć znacznie więcej turystów niż ówczesne ośrodki noclegowe ulokowane nad morzem czy na nizinach. Zresztą statystyki powojennej turystyki mówią same za siebie.

Fundusz Wczasów Pracowniczych dysponował wtedy siedemdziesięcioma jeden domami wczasowymi nad morzem, podczas gdy w górach było ich aż czterysta siedemdziesiąt cztery. Szacuje się też, że w 1948 roku w górach urlop spędziło 250 tysięcy klientów Funduszu Wczasów Pracowniczych, podczas gdy w tym samym roku nad morzem było ich tylko 25 tysięcy.

A czym właściwie był Fundusz Wczasów Pracowniczych? Była to instytucja, która już od wczesnych lat powojennych odpowiadała za organizację wypoczynku ludu pracującego. Centralnie zarządzany Fundusz, jak niemal każda organizacja w tamtych czasach, miał monopol na ofertę turystyczną i zarządzał różnymi jej odnogami. Miał w swoich rękach domy wczasowe w całej Polsce. Z czasem Fundusz stracił trochę na znaczeniu na korzyść wczasów zakładowych organizowanych już przez same zakłady pracy, czyli fabryki, kopalnie etc. Niemniej, właściwie przez cały PRL była to ważna instytucja dla życia turystycznego w naszym kraju i to od decyzji jej zarządu zależało, dokąd jeździli na wakacje nasi dziadkowie, rodzice, a może i Wy. Mało tego, FWP decydował też poniekąd, o tym kto w ogóle mógł udać się na wczasy, bo przez pewien czas żeby skorzystać z tej monopolistycznej oferty trzeba było dostać od Funduszu odpowiednie skierowanie. A spora część tych skierowań dawała możliwość pojechania w góry.

Tu królowały Sudety z niemal nietkniętą przez wojenne zniszczenia bazą noclegową. A że była ona przed wojną rozwinięta znacznie bardziej niż w miejscowościach podkarpackich, to Sudety stały się głównym kierunkiem turystycznym późnych lat 40. i 50. Były tam nie tylko hotele i pensjonaty, ale też pozostawione przez Niemców obiekty uzdrowiskowe, różnego rodzaju udogodnienia dla turystów, jak dobrze poprowadzone szlaki, drogi dojazdowe, zagospodarowane punkty widokowe, a także zachowane budynki restauracyjne i schroniska. Podczas gdy reszta Polski jeszcze przed wojną nie mogła poszczycić się zbyt rozwiniętą bazą turystyczną, tu mieliśmy do czynienia z nowoczesnością i luksusem.

W 1950 roku w miejsce PTT i PTK – przedwojennych instytucji organizujących ruch turystyczny odpowiednio w górach i reszcie kraju –powołano PTTK założone pod hasłem „Turystyka i krajoznawstwo w służbie mas”. Ta podporządkowana ówczesnym władzom organizacja centralnie zarządzała infrastrukturą turystyczną, w tym wszystkimi schroniskami górskimi. Zaczęło się umasawianie turystyki górskiej. PTTK organizowało wielkie rajdy, obozy wędrowne i wczasy wędrowne. Ich akcje promujące chodzenie po górach, w tym reklama systemu odznaki GOT, działały na korzyść turystyki górskiej, zwiększając zainteresowanie obywateli. Wśród tych obywateli znajdowali się też przyszli studenci.

O początkach studenckiej turystyki górskiej

Jeśli chodzi o wypoczynek studentów, to od 1950 roku był on organizowany i kontrolowany przez oddziały Zrzeszenia Studentów Polskich i jego agendy. W tamtych czasach raczej nie podróżowano indywidualnie ani w grupach nieformalnych. Wypoczynek, nawet taki bardziej sportowo-wyczynowy, jak chodzenie po górach, był zarządzany odgórnie. Niósł też ze sobą odpowiednie przesłanie ideowe.

Na początku, czyli we wczesnych latach 50. zainteresowani górami studenci mogli brać udział w obozach wędrownych prowadzonych przez przewodników PTTK. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie trudności w kontaktach na linii przewodnik-obozowicze. Przepaść międzypokoleniowa między prowadzącym i uczestnikami zrodziła potrzebę wykształcenia specjalnego super bohatera, który byłby jednocześnie studentem (żeby rozumieć różne typowo studenckie potrzeby) i przewodnikiem (żeby jednak w grupie był ktoś rozsądny). I tak powstało pierwsze, krakowskie, Studenckie Koła Przewodników Górskich. Był rok 1955. Idea od razu spodobała się też reprezentantom innych ośrodków akademickich. Otwierano kolejne koła przewodnickie – we Wrocławiu, Warszawie, Katowicach. Dla porządku podzielono też polskie góry tak, żeby przewodnicy-studenci z różnych miast nie wchodzili sobie w drogę. Kraków szkolił przewodników na teren Tatr oraz Beskidów – Makowskiego, Sądeckiego, Wyspowego i Gorców. Warszawiacy znali się na Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Z Katowic naturalnie najbliżej jest w Beskid Śląski, Żywiecki i Mały, a wrocławianom zostawiono całe Sudety. Taki układ pomagał w sprawnej organizacji międzyuczelnianego życia turystycznego. Było bowiem jasne, że rajdy po Bieszczadach prowadzą przewodnicy z Warszawy, a na obozach sudeckich przyjdzie się spotkać ze studentami z Wrocławia.

Jako ważny element programu wychowawczego ZSP turystyka w środowisku studenckim była odpowiednio zorganizowana i, co ważne, dofinansowywana. Już w połowie lat 50. zaczęły powstawać pierwsze Akademickie Kluby Turystyczne (organ Komisji Turystyki Rady Okręgowej ZSP). Takie kluby zajmowały się organizacją dla studentów wycieczek i wypraw górskich (i nie tylko), które przyjmowały formę obozów wędrownych albo właśnie rajdów. Wspomniane koła przewodników górskich były niejednokrotnie komórką właśnie takich klubów.

Struktury organizacyjne turystyki studenckiej

W centralistycznym państwie wszystko musiało być nadzorowane, od każdej sfery życia był jakiś urząd, biuro albo instytut. I tak samo jeśli chodzi o turystykę studencką, była ona zależna od dwóch kluczowych instytucji. Wspomnianego już ZSP oraz Biura Podróży i Turystyki „Almatur”, który zajmował się organizowaniem wypoczynku studentów. Współpracował z innymi studenckimi biurami turystycznymi, które funkcjonowały wtedy w Europie. Dysponował także wypożyczalnią sprzętu, który wtedy był bardzo trudnodostępny. To w gestii „Almaturu” była także opieka nad bazą noclegową i transportową. Między Almaturem a AKT istniało sprzężenie zwrotne. AKT zapewniał ręce do pracy dla Almaturu, dawał pomysły i wspierał Almatur, ten z kolei pomagał w organizacji wydarzeń turystycznych i zapewniał dla nich finansowanie.

Teraz wyobraźcie sobie te dwa piony, klub turystyczny z pomysłami na wyjazdy, kadrą przewodnicką i czasem wolnym oraz biuro podróży dysponujące narzędziami umożliwiającymi faktyczne zrealizowanie tych pomysłów. Nie było to przecież takie oczywiste, bo w czasach komunistycznych większość przedsięwzięć była blokowana przez konieczność pozyskania różnego rodzaju zgód, pozwoleń i dostępów – do pieniędzy i zaopatrzenia. Tak się szczęśliwie złożyło, że działaczy obu pionów wiązały znajomości, a nawet przyjaźnie. Mało tego, często studenci z klubu byli jednocześnie wolontariuszami, a potem nawet pracownikami biura. Dzięki temu udawało się realizować nawet najbardziej szalone pomysły.

Rajdy, rajdy i jeszcze raz rajdy

Sztandarową formą studenckiej turystyki były rajdy. Przybierały one różne rozmiary – były duże uczelniane rajdy, albo nawet międzyuczelniane. Częściej organizowano natomiast rajdy wydziałowe, dla danego kierunku bądź roku studiów. Była to oferta bardzo szeroka i dostępna, kierowana do wszystkich studentów. Jeśli chodzi o skalę tych rajdów, to zdarzały się nawet pojedyncze imprezy rajdowe skupiające około 10000 uczestników, przeciętnie brało w nich udział kilkaset osób. Zawsze było to olbrzymie przedsięwzięcie wymagające podstawiania specjalnych pociągów oraz organizacji uroczystych zakończeń, podczas których hucznie świętowano udaną wędrówkę.

Ważnym ośrodkiem studenckiego ruchu turystycznego był Wrocław z ich AKT im. Mieczysława Orłowicza, który powstał już w 1957 roku. Wrocławski AKT wzorowany na tradycjach lwowskich służył za wzór powstającym dopiero w latach 60. innym polskim klubom turystycznym studentów.

Na większości wrocławskich uczelni powołano lokalne kluby turystyczne, Uniwersytecki Klub Turystyczny na UWr, Klub Turystyczny Politechniki Wrocławskiej czy Koło Turystyczne Ekonomistów Wyższej Szkoły Ekonomicznej (później Akademii Ekonomicznej). W pewnym momencie każdy z tych klubów organizował własne imprezy wyjazdowe. Były Rajdy Ekonomistów, Antyrajd Uniwersyteckiego Klubu Turystycznego czy Rajd Politechniki. W latach 70. zorganizowanie rajdu było wręcz ambicją każdego wydziału czy instytutu. Każdy rok akademicki zaczynał się październikowym Ogólnopolskim Studenckim Rajdem Sudeckim, w którym uczestniczyło kilka tysięcy studentów. Na wiosnę natomiast rosła oferta mniejszych imprez, jak kwietniowy Rajd Primaaprilisowy Wyższej Szkoły Rolniczej, Uniwersytecki Rajd Marzanny.

W związku z rajdami były wydawane specjalne druki ulotne i okolicznościowe, często w humorystyczno-parodystycznym tonie. Przykładowo na zaproszeniu na X Jubileuszowy Rajd Ekonomistów można przeczytać:

„Jeżeli […] sądzisz, że:

- nie spotkasz przyjaciół na oficjalnym zakończeniu,

- obłowisz się nagrodami,

- organizatorzy zakończenia będę stawać na głowie by Cię rozbawić,

- grozi Ci zatrucie po zjedzeniu zimnej kiełbaski i kac po wypiciu koktajlu,

- zwymyślasz kierownictwo,

- dostaniesz beznadziejną plakietkę, z którą nie będziesz wiedział co zrobić,

- nie wrócisz do domu wspólnym rajdowym pociągiem,

TO SIĘ MYLISZ!

A co Cię czeka na trasie?

Kierownik Twojej trasy, który będzie dla Ciebie ojcem, matką, niańką, poradnią turystyczną i jedynym autorytetem.”

Piosenka turystyczna

Innymi wydawnictwami okolicznościowymi związanymi z rajdami były śpiewniki, a to dlatego, że jednym z najważniejszych rytuałów łączących turystów był śpiew. W grupie zawsze znalazł się ktoś z gitarą. Muzykowano już w pociągu, a później w schroniskach i przy ogniskach, a także na uroczystych zakończeniach takich rajdowych imprez. Co śpiewano?

W latach 50 i 60. były to różne utwory reprezentujące szeroko rozumianą piosenkę harcerską i kabaretową, marszowe utwory wojskowe oraz pieśni patriotyczne. Za ich pomocą turyści starali się zaspokoić potrzebę wspólnego „muzykowania” po dniu wędrówki, jednak nie da się ukryć, że był to jedynie środek zastępczy, bowiem treści przekazywane przez wymienione gatunki rzadko opiewały przyrodę i sam trud wędrówki. A o tym przecież studenci chcieliby śpiewać najbardziej. Na szczęście bezgraniczna kreatywność studentów wypełniła w pewnym momencie tę lukę. Zaczęły powstawać piosenki turystyczne, często humorystyczne albo nostalgiczne, nawiązujące do górskich krajobrazów, sportowych przeżyć i wspólnotowej atmosfery.

Przyglądając się tekstom tych utworów, można dostrzec pewne wpływy filozoficzne i kulturowe, które kształtowały ówczesną młodzież. Schyłek lat 60. był czasem buntu i rozkwitu idei wspólnotowych nawiązujących do amerykańskich hipisów. Ojcem duchowym studenckiej piosenki turystycznej był Bob Dylan, a bardziej lokalnie – Jerzy Harasymowicz. To z jego poezji korzystali kompozytorzy utworów, dopisując muzykę chociażby do znanego wiersza W górach (jest wszystko co kocham).

Jakie są cechy charakterystyczne piosenki turystycznej? Przede wszystkim mówi ona o górach, o wędrowaniu i o trwaniu we wspólnocie. Wskazuje na zalety płynące z ucieczki z miasta w góry, z którymi łączy nas nierozerwalna, mistyczna więź. Jedną z przewodnich myśli ruchu było poszukiwanie, odkrywanie tajemnicy świata i życia, tak zrozumiałe w środowisku młodzieży. W większości utworów dostrzegalna jest idea eskapistyczna, reprezentowana nie tylko przez ucieczkę z miasta, ale także oderwanie się od problemów, codzienności, brutalności świata. Kraina łagodności miała być właśnie takim miejscem, do którego się ucieka, a jej przestrzenną definicją przez długi czas były góry, jak we wspomnianym wierszu Harasymowicza:

W górach jest wszystko, co kocham

Wszystkie wiersze są w bukach

Zawsze kiedy tam wracam

Biorą mnie klony za wnuka

Zawsze kiedy tam wracam

Siedzę na ławce z księżycem

I szumią brzóz kropidła

Dalekie miasta są niczem

Piosenka rajdowa, turystyczna, zaczęła rozwijać się na przełomie lat 60. i 70. Niektóre utwory były już znane na szerszą skalę, a przez to śpiewali je wszyscy – inne były dopiero komponowane przy ogniskach i w schroniskach. Trwała też wymiana między ośrodkami akademickimi. Warszawa, Kraków, Katowice i inne większe miasta również miały swoje kluby turystyczne, które urządzały dla studentów rajdy i inne wydarzenia. W różnych miejscach w Polsce w tym samym czasie powstawały nowe piosenki turystyczne, a z czasem nawet całe ich śpiewniki, wydawane amatorsko, na potrzeby wewnętrzne. Studenci z różnych miast spotykali się na ogólnopolskich rajdach, albo po prostu ich drogi krzyżowały się na górskich szlakach i tak piosenki wędrowały od studenta do studenta, od ośrodka do ośrodka.

Wrocławski Akademicki Klub Turystyczny dysponował kilkoma bazami namiotowymi w Sudetach, gdzie organizował m.in. kilkuturnusowe obozy letnie. Jednym z takich miejsc była Baza pod Ponurą Małpą w Szklarskiej Porębie znajdująca się w zakolu rzeki Kamiennej. Właśnie tam w roku 1968 zorganizowano pierwszą giełdę piosenki turystycznej, o której tak pisze po latach jej konferansjer i jeden z organizatorów Antoni Dąbrowski:

„Pomysł giełdy piosenki turystycznej powstawał w głowach przewodników i turystów dużo wcześniej. Myśleli i kombinowali, by zrobić coś, by było więcej dobrych piosenek do śpiewania o górach, lasach i trasach. Chodziło o to, aby zmobilizować środowisko turystyczne, by uprawiało tę turystykę śpiewająco. Przy wyborze terminu pierwszej giełdy (na 22 lipca) brano pod uwagę możliwość wsparcia finansowego w ramach obchodów rocznicy powstania PKWN. Wsparcie to bez problemu uzyskano. […] Na pierwszą giełdę przybyło niewielu wykonawców, ale ponieważ dwoili się i troili, wrażenie było zupełnie inne.”

Ważne było wspólne działanie, natomiast warunki i udogodnienia schodziły na dalszy plan. Infrastruktura pierwszych giełd była wykonywana własnoręcznie przez studentów, którzy budowali prowizoryczną scenę (której za dach służył stary spadochron), widownię.

Giełda Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie to wydarzenie ważne, bo na nim rodziły się zespoły i projekty, które trwają do dziś oraz takie, które znacznie wpłynęły na obecny wygląd piosenki turystycznej. To tam Wojtek Belon założył Wolną Grupę Bukowina, to tam swoje utwory i aranżacje prezentował Andrzej Mróz. Giełda od początku miała na celu działanie trafnie nazwane przez Belona wspólnym bytowaniem*.* Dziś, po 50 latach, festiwal wygląda podobnie jak w swych początkach – mała scena ustawiona na brzegu rzeki, na przedmieściu Szklarskiej Poręby. Namioty, gitary i wspólne ognisko, które nie gaśnie przez 3 dni. O istotności projektu dla budowania wspólnoty turystycznej świadczą w szczególności trzy zjawiska: artyści występują za darmo, publiczność jest wielopokoleniowa i, co najważniejsze, na Giełdzie występują zespoły wielkie i małe – najbardziej znani wracają dla sentymentu, nieznani przyjeżdżają, aby wystąpić z legendami gatunku. Giełda zainspirowała inne, może nawet większe tego typu przeglądy, jak gdańska „BAZUNA” czy łódzka YAPA. Na takich wydarzeniach prezentowane były piosenki rajdowe, które w minionym sezonie królowały na szlakach.

Trzeba zaznaczyć, że kultura studencka II połowy XX wieku była zjawiskiem samym w sobie, fenomenem, któremu poświęcono niejedną publikację naukową czy konferencję. To, w jaki sposób studenci potrafili oddolnie organizować się, meandrować w świecie zakazów, nakazów i cenzury, wykorzystując przy tym wsparcie systemu, robi wrażenie. W świecie strajków i kontroli, piosenka turystyczna i związane z nią wydarzenia spełniały funkcje terapeutyczne. Stąd dużo w nich satyry, odniesień do absurdów tamtych czasów. Dziś nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć poetykę studenckiego ruchu piosenki turystycznej. Myślę, że to właśnie ta specyficzna atmosfera, w której wspólny wróg był jednocześnie wspólnym przyjacielem, stała się spoiwem łączącym ludzi. Spoiwem, które przetrwało próbę czasu, bo przecież rajdy, giełdy i przeglądy są organizowane do dziś, a wiele z nich obchodziło już swoje 50, a nawet 60-lecie. Góry jako miejsce spotkań stały się tłem dla czegoś większego, istotniejszego – dla ruchu społecznego. Ale z drugiej strony tylko góry mogły zaoferować tak istotne w kontekście piosenki turystycznej – inspirację, przestrzeń i pasję.

Bibliografia:

  1. P. Sroka, Masowe rajdy turystyczne w Sudetach w systemie stalinowskiej propagandy pierwszej połowy lat 50. XX w., „Rocznik Jeleniogórski” 2008, t. XL.
  2. P. Sowiński, Wakacje w Polsce Ludowej. Polityka władz i ruch turystyczny (1945-1989), Warszawa 2005.
  3. Tak było. Turystyka studencka w środowisku wrocławskim, red. K. Anioł, N. Walny, K. Nowak, Wrocław 2023.
  4. A. Brzezińska-Winkiel, E. Grzęda, J. Kolbuszewski, M. Kościelniak , D. Nowicka, A. Pigoń, #ZostańWDomu — kronika czasów pandemii, „Góry – Literatura – Kultura” 2020, t. 14.
  5. Kultura studencka. Zjawisko – twórcy – instytucje, pod red. E. Chudzińskiego, Kraków 2011.

Pozostałe wpisy:

Cover Image for Gorce. Góry, z których widać Tatry

Gorce. Góry, z których widać Tatry

/podcast

Wśród polskich pasm górskich mamy pewną zastaną hierarchię. Są Tatry i długo, długo nic. Mało tego, często kiedy ktoś już podróżuje w inne góry niż Tatry, oczekuje od tej podróży różnych tatrzańskich powabów, a przynajmniej porządnego widoku na Tatry. A najbardziej dotyczy to tych gór, które stoją najbliżej Podhala. Gorce ulokowane naprzeciw Tatr od wieków są porównywane z tymi wyższymi górami, a za największą zaletę Gorców jest uznawany widok na Tatry. Dlaczego tak jest, jak to wpływało na turystykę w Gorcach i co możemy z tym zrobić? O tym posłuchajcie w nowym odcinku mojego podkastu!

Czytaj dalej →
Cover Image for Jak wyglądał himalaizm zanim zdobyto 8-tysięczniki

Jak wyglądał himalaizm zanim zdobyto 8-tysięczniki

/podcast

W odcinku opowiadam o początkach himalaizmu i naukowym eksplorowaniu Himalajów, które miało miejsce w XIX wieku. Dowiecie się, na czym polegało bycie himalaistą na przełomie wieków, ile czasu zajęło człowiekowi zdobycie "dachu świata" i czym współczesny himalaizm różni się od swojego pierwowzoru. Jeśli interesuje Was mniej znana i bardziej odległa historia tego popularnego zjawiska, zapraszam do słuchania.

Czytaj dalej →
Postaw mi kawę na buycoffee.to