Jak po wojnie oswajano polskie Sudety

Cover Image for Jak po wojnie oswajano polskie Sudety

Na trasie Górskiego Rajdu Sudeckiego, "Wierchy" 1953

/podcast

Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak

Słuchaj w Spotify:
Oglądaj na YouTube:
Górskie Historie tworzę od A do Z sama i udostępniam bezpłatnie. Możesz wesprzeć mnie w tym, fundując mi "wirtualną kawę“. Twój gest pomoże mi przygotowywać dla Ciebie więcej rzetelnych treści 🙂
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dlaczego Karpacz stał się kopią Zakopanego?

Jak zmieniano Sudety z niemieckich na polskie?

Kto wchodził na Śnieżkę w pantoflach nocnych?

Mam na imię Marysia, a to są Górskie Historie.

Polska "bezsudecka"

Kiedy spojrzymy na mapę polskich gór, zauważymy na niej ewidentny podział. Najwięcej miejsca zajmują Karpaty, które rozciągają się na terenie aż trzech województw: Śląskiego, Małopolskiego i Podkarpackiego (które Karpaty ma w nazwie). W oderwaniu od Karpat, w samotności ulokowały się Góry Świętokrzyskie – zjawisko samo w sobie. I te dwa górskie skupiska, były górami prawie zawsze polskimi.

Patrzymy na mapę dalej i widzimy jeszcze jedno gór skupisko. Oddalone od Karpat, wchodzące sporymi fragmentami w ziemię czeską – Sudety. Dziś są one postrzegane jako polskie, w szkole podstawowej uczymy się, że są Karpaty i są Sudety, poznajemy najwyższe szczyty jednych i drugich, i w sumie nie mamy co do ich polskości jakichkolwiek uwag. Ale… O ile Karpaty w swoich północno-zachodnich fragmentach faktycznie od wieków były górami polskimi, tak Sudety znajdują się na terenie naszego kraju dopiero od 79 lat. Czyli żyją jeszcze ludzie, którzy zamieszkiwali Polskę „bezsudecką”.

Początki polonizacji Sudetów

Sudety były częścią tzw. Ziem Odzyskanych. Grupy terenów zachodnich i północnych, które zostały wcielone do naszego kraju po II wojnie światowej. Wcześniej tereny te były Niemieckie. Trudne uwikłanie, jeśli spojrzymy na nie z punktu widzenia Polaka, który właśnie przeżył wojnę. Wojnę, w której głównym wrogiem był Niemiec. Tereny te, mówię tu o całych Ziemiach Odzyskanych, trzeba było po 1945 roku zagospodarować. Niemieckich obywateli wysiedlono, ale przecież ktoś musiał zająć się ziemią, pozostawioną infrastrukturą przemysłową, rolniczą, a także turystyczną. W Sudetach osiedlali się więc ludzie z różnych ziem przedwojennej Polski. Tu dużą grupę stanowili mieszkańcy dawnych Ziem Wschodnich. Nowe poniemieckie tereny były też okazją dla wielu Polaków, którzy w swoich małych ojczyznach nie mieli szans na zarobek, np. przez brak miejsc pracy albo rozdrobnienie gospodarstw rolnych.

Krajobraz sudecki niemal zupełnie zachował się od zniszczeń wojennych. A przed wojną był to region wysoce zagospodarowany turystycznie. Śląskie i czeskie organizacje górskie od wielu dekad rozwijały tam nie tylko sieć szlaków i oznakowań, ale także obiekty użytkowe, np. schroniska (baudy) i inne miejsca do odpoczynku w trakcie wędrówki. W podgórskich miejscowościach dbano natomiast o to, by dla żadnego chętnego turysty nie zabrakło miejsca noclegowego, oferty gastronomicznej, rozrywek oraz usług uzdrowiskowych. Stąd doskonałe dolnośląskie kompleksy zdrojowe, jak np. Lądek, Polanica czy Świeradów.

Aby móc w pełni przejąć i korzystać z infrastruktury turystycznej Sudetów trzeba było te ziemie oswoić. Bowiem ludzie, którzy zasiedlali te tereny często robili to w atmosferze tymczasowości. Władze Polski Ludowej od pierwszych lat po wojnie starały się zmieniać nastawienie do Ziem Odzyskanych, stosując różne strategie, m.in. promując narracje piastowskie, czyli rozmaite odniesienia do dawnej historii tych terenów, kiedy to jeszcze panowali na nich polscy Piastowie. Śladami takiej obecności miał być chociażby zamek Chojnik. Postawili go faktycznie Piastowie jako twierdzę obronną, ale tylko kilkadziesiąt lat zamek znajdował się w ich posiadaniu, bo od końca XIV wieku stał się własnością wywodzącego się z Frankonii Śląskiego rodu Schaffgotschów. To pokazuje, jakich mglistych tropów polskości na tym terenie łapali się twórcy narracji piastowskich.

Ważnym procesem spolszczającym te tereny, w tym Sudety, była akcja zmiany nazewnictwa. SchneeKoppe trzeba było przemianować na Śnieżkę, Waldenburg na Wałbrzych, a Heuscheuer na Szczeliniec. Zajmował się tym m.in. znany już przed wojną promotor krajoznawstwa i turystyki górskiej Mieczysław Orłowicz.

Ciekawym sposobem na nadawanie Sudetom, tu szczególnie Karkonoszom, polskiego charakteru było przenoszenie na nie skojarzeń z Tatrami. W Karpaczu można więc było spotkać białego misia, podhalańskie stroje ludowe i oscypka. Oryginalny folklor sudecki został tym sposobem zupełnie odsunięty w cień, co szło zresztą w parze z wysiedleniem tamtejszych górali. Pokłosiem tego procederu jest nieprzerwana obecność elementów podhalańskiego folkloru w krajobrazie karkonoskich miejscowości turystycznych.

Turystyka masowa w Sudetach

Oswajanie Sudetów miało podłoże ekonomiczne. Jego celem było przyciąganie osadników na obiecujące pod względem gospodarczym nowe ziemie. Z drugiej strony popularyzowanie Sudetów stało się podstawą dla rodzącego się wtedy systemu masowej turystyki. Socjalizm, który odpowiadał za fundament ideowy PRL, zakładał, że każdemu, bez względu na klasę społeczną, zarobki czy pozycję zawodową, należą się wczasy. Przed wojną turystyka była jeszcze rozrywką dla wybranych (mniej niż w XIX wieku, ale wciąż). Od 1945 roku odgórnie nakazano, by każdy obywatel Polski mógł wypoczywać i zwiedzać kraj. Do tego potrzebna była infrastruktura turystyczna. A ta Sudecka, której nie dotknęły zniszczenia wojenne i która jeszcze przed wojną zdecydowanie przewyższała polską, była doskonałym narzędziem do osiągnięcia tego celu. Żeby więc jak najszybciej zrealizować marzenie o wakacjach dla każdego robotnika, kierowano ruch turystyczny właśnie w Sudety. Aby zachęcić do wyjeżdżania w te nieznane poniemieckie góry na ogromną skalę publikowano w prasie w latach 1945-1950 artykuły prezentujące i promujące ten region. Już w 1946 roku w pierwszym powojennym numerze „Ziemi”, popularnego miesięcznika krajoznawczego, pojawił się artykuł Mieczysława Orłowicza przybliżający czytelnikom Sudety jako „poza wybrzeżem morskim najbardziej interesujący teren turystyczny, jaki zdobyliśmy w Ziemiach Odzyskanych”. Scharakteryzowane zostały w nim poszczególne pasma i regiony sudeckie, wymieniono także rozmaite zalety tych przestrzeni. Orłowicz wspominał zarówno o walorach turystyczno-uzdrowiskowych Sudetów (Karkonosze, liczne zdroje, ciekawe formy skalne Gór Stołowych), jak i gospodarczych (Wałbrzych). Warto tu przytoczyć fragment tego artykułu.

„Wszystkie pasma Sudetów, a specjalnie Karkonosze posiadają niezmiernie gęstą sieć znakowanych szlaków i bardzo dużą ilość schronisk turystycznych. Schroniska te posiadające skromną nazwę „Baude”, tj. buda, są to w rzeczywistości duże dwupiętrowe hotele niejednokrotnie o 200 łóżkach, znacznie okazalsze od jakichkolwiek schronisk w Tatrach i Beskidach. Mimo wielkiej ilości tych schronisk po stronie polskiej i czeskiej, bywały one w latach przedwojennych niejednokrotnie zapełnione do ostatniego łóżka, gdyż wtedy Sudety posiadały masowy ruch turystyczny. Tysiącami przybywali tu turyści z Berlina i z Pragi, oraz z Wrocławia, bardzo dużo gości dawały też sąsiednie osady przemysłowe.

Obecnie Sudety stają się nowym polskim terenem turystycznym. Turystyka polska obejmie w swe posiadanie piękne te góry, czym silniej zwiąże je z innymi ziemiami Polski, zespalając wszystko w jedną i nierozerwalną całość.”

Słychać tu wyraźnie intencję piszącego, intencję, która wyrażała cel ówczesnych władz. Ten i wiele innych artykułów prasowych przyniosło wzrost zainteresowania Sudetami wśród polskich turystów. Warto tu jednak dodać, że owe zainteresowanie mogło być zaspokajane głównie poprzez zorganizowane wycieczki w te góry. Miało to związek z ich trudną dostępnością. Swoboda poruszania się była mocno ograniczono w strefie przygranicznej, a ta obejmowała teren sięgający 6 km od granicy, a więc nie tylko górskie szlaki, ale nawet fragmenty miejscowości letniskowych – np. Karpacza czy Szklarskiej Poręby. Aby ułatwić sobie wędrowanie po Sudetach korzystano więc z oferty turystyki masowej, bowiem rajdy, obozy wędrowne i inne grupowe wycieczki miały już specjalne pozwolenia umożliwiające eksplorowanie tej górskiej przestrzeni. A była to przestrzeń szybko uznana za atrakcyjną. Sudety doceniono przede wszystkim przez wzgląd na rozmaitość krajobrazów i form skalnych. Zaletą była także ich dostępność dla niewprawnych górołazów. Szerokie drogi, poręcze, ławki, wielość schronisk, dobrze zabezpieczone punkty widokowe – to wszystko było niemałą gratką dla robotnika, który może po raz pierwszy wyjechał z miasta na łono natury. A że ta natura miała w sobie trochę z wygód miejskich, działało raczej in plus. Przynajmniej dla sporej części turystów. Wielu było bowiem krytyków tego zabudowanego i uporządkowanego krajobrazu, tego ingerowania w przyrodę. Dlatego też niektórzy wytrawni piechurzy, wychowani na międzywojennych szlakach dzikich Karpat, woleli Beskidy niż Sudety.

Egalitarne oblicze turystyki górskiej

Tymczasem turystyka masowa w Sudetach miała się dobrze. Pieczę nad nią sprawował m.in. Fundusz Wczasów Pracowniczych, który udostępniał niektóre poniemieckie ośrodki wczasowe. W najbardziej znanych Sudeckich miejscowościach organizowano pobyty dla obywateli pracujących z całego kraju. Tacy turyści nie zastanawiali się zbytnio nad niemieckimi śladami pozostawionymi w sudeckiej przestrzeni. Skupiali się na zapewnionych przez organizatorów atrakcjach – wycieczkach górskich z przewodnikiem, potańcówkach, grze w karty, zwiedzaniu okolicznych zabytków. Inną formą turystyki masowej były rajdy. Polegały one na przejściu wielkich grup wędrowców z punktu a do punktu b albo, w przypadku rajdów gwiaździstych na przejściu z różnych punktów startowych do miejsca spotkania. Pierwszy taki rajd odbył się w Sudetach we wrześniu roku 1953. Był on nazywany największą imprezą turystyczną sezonu, bo wzięło w nim udział ponad trzy i pół tysiąca osób. Drużyny wychodziły z różnych miejscowości sudeckich i kierowały się do wspólnego miejsca zakończenia, stadionu Górnika w Wałbrzychu. Uczestnikami rajdu byli studenci, reprezentanci zakładów pracy, kół sportowych, organizacji społecznych i młodzieżowych z całego kraju. Gazeta codzienna Słowo Polskie tak komentowała wydarzenie:

„Rajd […] jest dowodem, że turystyka staje się coraz bardziej masowa, że coraz więcej ludzi poznaje głęboką prawdę słów Bolesława Bieruta: «Tylko poznawszy swój kraj można naprawdę owocnie dla niego pracować».”

A nie były to puste słowa, bo uczestnicy imprezy musieli w czasie wędrówki nie tylko poznawać kraj, ale też wykonywać czyny społeczne, np. pomagali w pracach rolniczych w miejscowościach, przez które przechodzili. Miało to dodatkowo integrować ludność z miasta i wsi. Rajdy, zjawisko nowe, promujące egalitaryzm w chodzeniu po górach, przyjęły się i spopularyzowały. Organizowano rajdy studenckie, zakładowe, na kilka tysięcy osób i na kilkaset. Niemniej już po odwilży październikowej, czyli po 1956 roku akcent został w nich przeniesiony z propagandy na turystykę.

I tak zarysowana turystyka masowa, przejawiająca się w rajdach, ale także obozach wędrownych i wczasach pracowniczych od końca lat 40. stopniowo opanowywała Sudety. Odgórnie sterowany ruch turystyczny zmuszał niejako Polaków do podróżowania w te góry – z jednej strony by je oswoić, z drugiej z powodu braków w infrastrukturze turystycznej innych atrakcyjnych regionów. Uczestnikom takich wyjazdów przedstawiano gotowy program, nie pozostawiając dowolności w wyborze celu wędrówki. Tym sposobem dbano o równość społeczną – wszyscy obywatele zdobywali te same szczyty i podziwiali te same widoki, aby nikt nie czuł się gorszym. Dochodziło nawet do tego, że tylko wybrane szlaki były odnawiane i udostępniane, aby nie dawać nielicznym indywidualnym turystom możliwości wyłamania się ze schematu. W tym zjawisku można upatrywać źródeł trwającej do dziś dążności Polaków do zobaczenia w górach tylko kilku sztandarowych miejsc, jak Śnieżka, Kasprowy Wierch czy Babia Góra. Powoduje to, że właśnie tam spotykamy największe tłumy, podczas gdy na okolicznych, mniej znanych, a równie pięknych szlakach, można wędrować w samotności.

Egalitaryzm sudeckiej turystyki powojennej pozwolił korzystać z gór ludziom, którzy wcześniej nawet nie myśleli o takich rozrywkach. Co za tym idzie, zmienił się profil przeciętnego turysty. Wcześniej, w XIX i na początku XX wieku w góry szedł człowiek majętny, pasjonat, inteligent, który zapoznawszy się z literaturą podróżniczą, przygotowywał się na wyprawę, kompletując ekwipunek i zatrudniając przewodników. Turystyka masowa wprowadziła w góry turystę niezorientowanego, niezainteresowanego i nieprzygotowanego. Już w 1946 w ten sposób komentowano tłumy wchodzące na Śnieżkę:

„Niejednokrotnie widzieć można obok siebie idące panie w minimalnych kostiumach i w czarnych sukniach jedwabnych, obywateli w szortach obok poważnych, spoconych nieszczęśników w ciemnym ubraniu, obarczonych jeszcze płaszczem, kapeluszem i teczką. Największe jednak dramaty rozgrywają się przyziemnie, to jest w sferze obuwia. Pantofle nocne, sznurkowce i korki nie bronią nienawykłych stóp przeciwko złośliwościom ostrych kamieni, a górskie buty jakże przeszkadzają na szczycie Śnieżki, gdzie w Domu Śląskim oczekuje na turystów dancing. […]

Towarzystwo, które wchodzi na Śnieżkę, przede wszystkim chce tam dobrze zjeść, wypić i potańczyć, jednym słowem zakosztować maximum górskich przyjemności.”

Można by tu zadać pytanie: gdzie w tym wszystkim są Sudety? Ich regionalna tożsamość, ich specyficzny krajobraz? Czy ludzie wkraczający w te góry po wojnie byli świadomi tego gdzie są i jaka jest historia i kultura tych ziem? Myślę, że turysta masowy nie miał za bardzo szansy na to, by poznać takie tematy. Przede wszystkim dlatego, że daleko posunięta propaganda socjalistyczna wykorzystywała wszystkie okazje, w tym wczasy, by szerzyć treści ideologiczne. Na każdym turnusie był obecny pracownik kulturalno-oświatowy, który w czasie wolnym od potańcówek, imprez i spacerów edukował uczestników w sprawach istotnych dla rozwoju Polski Ludowej. Ogólny brak namysłu nad przedwojennym charakterem tych gór jest natomiast oczywisty. Po wojnie starano się raczej usunąć wszelkie ślady obecności w tych górach poprzednich mieszkańców. Niszczono tyrolską ornamentykę, palono niemieckojęzyczne szyldy i drogowskazy. Sztucznie nakładano na Sudety znaczenia, które miały pomóc im stać się górami polskimi. Skutki tych działań są widoczne do dziś.

Bibliografia:

  1. Rajd rozpoczęty, Słowo Polskie 1953, nr 222.
  2. Spotkania w Karkonosza, Odra 1946, nr 36.
  3. M. Orłowicz, Sudety, „Ziemia” 1946.

Pozostałe wpisy:

Cover Image for Kariera polskiego zbójnika. Od kryminalisty do maskotki

Kariera polskiego zbójnika. Od kryminalisty do maskotki

/podcast

W odcinku opowiem o fascynującym świecie polskich zbójników, ich prawdziwej naturze i funkcjonowaniu w społeczeństwie. Dowiecie się, kto był najbardziej znanym polskim zbójnikiem, skąd się wzięła wysoka zbójnica czapka i w jaki sposób zbónik przyczynił się do promowania idei socjalizmu. Na przykładach pokażę Wam, jak zmieniało się postrzeganie zbójnictwa na Podhalu w XIX i XX wieku. Opowiem o złożonej postaci zbójnika – od przestępcy do bohatera ludowego, od realnych wyzwań życiowych po ich przedstawienie w kulturze i sztuce.

Czytaj dalej →
Cover Image for Trudne początki turystyki w Beskidach Zachodnich

Trudne początki turystyki w Beskidach Zachodnich

/podcast

W odcinku posłuchacie o mniej znanych faktach z historii turystyki w Beskidach Zachodnich. Usłyszycie o pierwszych schroniskach, oznaczeniach szlaków oraz barierach kulturowych i społecznych, które wpłynęły na percepcję gór przez pierwszych turystów. Podcast rzuca światło na stereotypy i mity związane z góralami beskidzkimi oraz pokazuje, jak obawy przed "potwornymi" mieszkańcami oraz brak infrastruktury turystycznej wpływały na rozwój regionu. Dodatkowo, odcinek opisuje, jak rywalizacja między polskimi a niemieckimi organizacjami turystycznymi ukształtowała obecny obraz turystyki w Beskidach.

Czytaj dalej →
Postaw mi kawę na buycoffee.to