Śnieżka i XVII-wieczne „daleko jeszcze?”. Wrażenia pierwszych karkonoskich turystów
“Śnieżka”, Franciszek Siedlecki. Obraz ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie
Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak
Sudety zaczęły turystycznie interesować dopiero w drugiej połowie XVIII wieku. Odwiedzano wtedy Adrszpaskie Skalne Miasto, Ślężę, a miało to związek z rozwojem uzdrowisk w tym regionie. Wyjątkiem były tu Karkonosze, w których górskie wędrówki mające na celu tylko zdobycie szczytu uprawiano już w wieku XVI! W tamtym czasie zupełnie inaczej patrzono na góry, bo przecież turyści nie umieli jeszcze wtedy cieszyć się pięknem dzikiej przyrody. Podziwiano wtedy kontrolę człowieka nad naturą wyrażaną przez idealnie zaplanowane i wypielęgnowane ogrody włoskie i francuskie. Prądy myślowe i moda epoki XVI i XVII wieku nie pozwalały na estetyczną przyjemność z chodzenia po górach. Dopiero w drugiej połowie 18. stulecia sentymentalizm sprawił, że zaczęto zwracać uwagę na przyrodę i jej krasę. Wcześniej bardziej zwracano w górach uwagę na obecność ewentualnego Ducha Gór i innych istot magicznych, bo „na fali” była wtedy demonologia, a złośliwości diabła i smoków były uznawanym wyjaśnieniem wielu przykrych zdarzeń.
Karkonosze znajdowały się wtedy na ziemi Habsburgów (od XVI wieku), a po wojnach śląskich z lat 40. XVIII wieku przeszły we władanie pruskie. Region ten miał jednak historycznie związki z Polską, o czym świadczyła chociażby nieustająca obecność Polaków – zarówno turystów, jak i mieszkańców.
Cieplice stolicą karkonoskiej turystyki
Bad Warmbrunn, Cieplice, podkarkonoskie śląskie uzdrowisko, dziś dzielnica Jeleniej Góry. Spośród wielu sudeckich „badów” było najpopularniejsze, ma też najdłuższą historię. Już od XIII wieku korzysta się tu z ciepłych źródeł o leczniczych właściwościach, od których miejscowość wzięła swoją nazwę. Przez wieki do Cieplic zjeżdżali kuracjusze z całej Europy, a nawet świata. Na przełomie XVIII i XIX wieku z ciepłych wód korzystał m.in. przyszły prezydent USA John Quincy Adams, Johann Wolfgang Goethe, król pruski Fryderyk Wilhelm III, Hugo Kołłątaj czy Izabella Czartoryska To zagraniczne uzdrowisko odwiedzali też tłumnie Polacy już w wieku XVI. Królowa polska Marysieńka Sobieska, bawiła tu w 1687 r. w towarzystwie wielu dworzan. Duża popularność Cieplic wśród Polaków doprowadziła nawet do tego, że w XVIII i XIX wieku można było w uzdrowisku spotkać więcej języka polskiego niż niemieckiego, organizowano też specjalnie dla polskiej publiczności różnego rodzaju występy i wydarzenia, na których śpiewano polskie pieśni, wystawiano polskie sztuki i czytano polską literaturę. To zmieniło się w drugiej połowie XIX wieku, ale w tym odcinku skupiamy się na czasach wcześniejszych.
A dlaczego Cieplice są ważne, kiedy mówimy o turystyce Karkonoskiej? Jeśli byliście kiedyś w Cieplicach albo przynajmniej w Jeleniej Górze, widzieliście na pewno, jak piękny widok na Karkonosze można stamtąd oglądać. Teraz wyobraźcie sobie, że przyjechaliście kurować się tamtejszą wodą, Wasz pobyt trwa kilka tygodni i choć uzdrowisko daje dużo rozrywek – zabiegi, kąpiele, tańce, spektakle i odczyty, to po jakimś czasie naturalnym jest, że zaczniecie spoglądać w stronę rzucających się w oczy gór.
Najpierw w głowie takich pacjentów pojawiała się ciekawość, później pomysły zobaczenia tych gór z bliska – stąd wycieczki na Chojnik i ogólnie w punkty bliższe górom. Nieliczni byli natomiast na tyle odważni i silni (pamiętajmy, że mówimy tu o kuracjuszach!), że postanawiali maksymalnie zaspokoić swoją ciekawość, zapuszczając się w głąb podziwianych gór. Takich śmiałków było trochę już w XVI wieku, ale dopiero po 1600 roku można mówić o faktycznym rozwoju turystyki w tym regionie.
Turystyka demonologiczna
W Karkonoszach turyści pojawili się wcześniej niż w innych górach Europy. Szczególnym zainteresowaniem cieszyła się Śnieżka. A powodem takiego stanu rzeczy była chociażby stosunkowo łatwa dostępność szczytu. Wyróżniał się on wyraźnie w krajobrazie, a dodatkowo do podnóży Śnieżki prowadziły już w XVI wieku dobre drogi służące na co dzień do transportu rudy z czeskich kopalń.
O prawdziwym rozkwicie turystycznego zainteresowania Śnieżką można mówić od 1681 roku. Wtedy śląski ród Schaffgotschów wybudował kaplicę na szczycie poświęconą św. Wawrzyńcowi. Ten gest miał wymiar symboliczny – w czasach dużego zainteresowania demonologią i krążących między ludźmi różnych stanów legend o Rubecalu, diable i innych demonach, wybudowanie kaplicy i poświęcenie Śnieżki oddawało Karkonosze w boską ochronę, było odmianą egzorcyzmu na tych dzikich i mistycznych górach. A to z kolei przyczyniło się do rozkwitu turystyki, bo – ujmując rzecz najprościej – turyści nie bali się już tych gór tak jak wcześniej. Trzeba tu też jednak pamiętać, że każdy medal ma dwie strony i to, że Karkonoszom przypisywano istnienie różnych demonów także było powodem, dla którego podejmowano wycieczki w te góry. W XVI wieku interesujące było to co ciekawe, odmienne, kuriozalne, a pasmo mające być siedliskiem magicznych istot na pewno do takich należało. Stąd pierwsze opisane wyprawy na Śnieżkę i w Karkonosze były motywowane między innymi właśnie chęcią doświadczenia, zobaczenia tych miejsc, które ciekawiły swoją legendą. I taka turystyka demonologiczna była uprawiana już w XVI, a szczególnie w XVII wieku. Paliwem dla spragnionych wrażeń wędrowców była wydana na przełomie lat 60. i 70. XVII wieku rozprawa Johannesa Praetoriusa Daemonologia Rubinzali Silesii, w której opisany został między innymi słynny karkonoski Duch Gór znany nam dziś jako Karkonosz albo Liczyrzepa – wtedy częściej zwany Rubecalem.
Kolejnym ważnym czynnikiem mającym wpływ na wzrost zainteresowania Śnieżką była moda, a konkretnie uzdrowiskowa moda na odbywanie wędrówek w okolicznych górach. Jak pisał Jacek Kolbuszewski: „Chcąc dobrze wywiązać się z obowiązków kuracjusza należało tedy nie tylko zażywać wód, ale i odbyć górską wycieczkę…”, a dokąd ją odbyć? Na Śnieżkę, rzecz jasna, bo to najwyższy szczyt, najsławniejszy i tam się po prostu chadza!
Kto chodził na Śnieżkę?
Wyjątkowość Śnieżki jako celu wycieczek widać chociażby w przekroju osób, które te wycieczki podejmowały. Nie był to sport jedynie dla wybranych, atrakcja dla silnych i odważnych mężczyzn, dostępna tylko dla bogatych. Od początku turystyki w Karkonoszach widać duży egalitaryzm na tym polu. Bo na Śnieżkę wchodzili i mężczyźni, i kobiety – co ciekawe chodziły one często bez męskiej opieki, z koleżankami, dworkami, towarzyszkami. Na szczycie można było spotkać i młodych zapaleńców, i starszych wyczynowców, odnotowano nawet w 1765 roku zdobycie Śnieżki przez osiemdziesięciolatka. Przypominam – wtedy nie było jeszcze szlaków, schronisk i innych ułatwień! Z wpisów w księgach pamiątkowych można wnioskować, że już w XVII wieku turystyka stała się w Karkonoszach udziałem mieszczan, osób z ludu, za przykład może posłużyć chociażby córka cieplickiego rzeźnika. Szczególnym zainteresowaniem i idącym z nim w parze czasem wolnym dysponowali natomiast studenci ze śląskich uczelni – czyli, jak widać udział tej grupy w turystyce górskiej był znaczny już od początku jej istnienia!
Pierwsi polscy turyści w Karkonoszach
Zanim opowiem Wam o pierwszych Polakach na Śnieżce, chciałabym zaznaczyć, że kiedy nazywany kogoś takim pionierem mamy na myśli pierwszą taką osobę, której wyczyn został udokumentowany. Weźcie więc poprawkę na to, że kiedy będę tu wymieniać nazwiska i daty, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ktoś zrobił to wcześniej, ale po prostu nie mamy na to dowodów.
Za pierwszych polskich turystów w Karkonoszach i właściwie za pierwszych polskich turystów górskich w ogóle uważa się Michała Kazimierza Radziwiłła i Tomasza Billewicza. Oni to jako pierwsi zdecydowali się na wycieczkę na górski szczyt nie dla znajdujących się w nich roślin, skarbów czy w innych celach praktycznych, ale tak po prostu, bezinteresownie, z ciekawości. Na marginesie dodam, że pierwszą polską turystką górską była Beata Łaska, która sto lat wcześniej wybrała się z dużą grupą współtowarzyszy nad Zielony Kieżmarski Staw w Tatrach. Jej celem nie był jednak żaden górski szczyt, stąd, jeżeli chodzi o Polaków zdobywców – tu prym wiedli Radziwiłł z Billewiczem. Opis tej górskiej wycieczki pióra Billewicza jest natomiast uznawany za pierwszy taki w języku polskim.
W relacji pisał o tym, że szli na Śnieżkę „pro curiositate”, czyli dla zobaczenia czegoś niezwykłego, co w czasach fascynacji demonami i nadprzyrodzonymi zjawiskami oznaczało zapewne nadzieję spotkania jakichś nieziemskich dziwów, o których krążyły karkonoskie legendy. Co ciekawe i dla nas współcześnie może trochę trudne do zrozumienia – Billewicz i Radziwiłł nie zwracali zbytniej uwagi na piękno krajobrazu, na widoki i panoramy ani nawet na przyrodę. Chociaż weszli na Śnieżkę, nie odnotowali żadnych przeżyć estetycznych ze szczytu czy z trasy. W relacji znalazła się natomiast wzmianka o fascynujących omszałych kamieniach pokrywających kopułę Śnieżki, kamieniach które miały wydawać z siebie fiołkową woń i ten fakt, jako kuriozum, Billewicz postanowił zanotować. Oprócz tego pisał też o różnych legendach związanych z tymi górami, np. o tym, że w Wielkim Stawie ma według podań mieszkać Rubecal albo sam diabeł. Dowodem miało być chociażby to, że woda w stawie wydziela „smród brzydki siarki i innych materii ognistych”, a dodatkowo „srebro w tę wodę umoczone zaraz jako węgiel czernieje, złoto zaś poleruje się”. Znawca literatury górskiej, prof. Jacek Kolbuszewski zauważał, że „ta wizja karkonoskiego stawu wpisuje się w ramy fantazyjnych wyobrażeń o górskich akwenach, jakie na fali chrystianizacji powstały w kulturze średniowiecznej, ożywając w okresie reformacji, by potem przejść do folkloru, czego dobrym przykładem jest swoista mitologizacja Morskiego Oka”.
Po co chodzono na Śnieżkę?
W XVII wieku wyjście na Śnieżkę było więc przede wszystkim niezwykłym wydarzeniem, możliwością otarcia się o zjawiska nadprzyrodzone i magiczne. Po wybudowaniu kaplicy św. Wawrzyńca, trendy zmieniły się nieco, dając pierwszeństwo motywom pielgrzymkowym. Były też inne powody chodzenia na najwyższy szczyt Karkonoszy i na szczęście jesteśmy w stanie przyjrzeć się im, a to dzięki księgom pamiątkowym, do których od końca XVII wieku mogli się wpisywać turyści zmierzający na Śnieżkę, odpoczywając w baudzie na zboczu Złotówki. W tamtych czasach jasną sprawą było zaznaczanie swojej obecności, dokumentowanie tego, że się podjęło wycieczkę, a co dopiero zdobyło szczyt!
Te najstarsze wpisy, pochodzące z końca XVII i początku XVIII zachowały się w dobrym stanie, ale wybiórczo, bo mamy do nich dostęp tylko dzięki temu, że w 1737 roku ich wybór przedrukowano, odrzucając wpisy niskich lotów, co, rzecz jasna, zaciemnia nam obraz ówczesnych doznań turystycznych. Niemniej, warto jest przyjrzeć się tym wpisom, które mamy, a zostały one zebrane w tomie o bardzo barokowym tytule, który w tłumaczeniu brzmi:
„Przyjemne i nieprzyjemne podróże na znane w świecie śląskie Góry Olbrzymie, które od 1696 do 1737 roku częścią dla oddania czci Najwyższemu, częścią aby oglądać zadziwiające cuda natury, częścią dla przyjemności albo dla zażycia ruchu, częścią aby się dowiedzieć czegoś o słynnym Rubecalu, przez różnych dokonane amatorów, którzy na wieczną rzeczy pamiątkę w znajdującej się na Śnieżce księgi imiennie i najczęściej z pełnymi uznania i osobliwymi uwagami w wiązanej i niewiązanej mowie się wpisali”.
Sam tytuł daje nam już odpowiedź na pytanie: po co chodzono na Śnieżkę? Na tej podstawie można by wnioskować, że turyści byli pielgrzymami, pasjonatami piękna natury i tajemniczych zjawisk, amatorami sportu. Generalnie można by też uznać, że tacy wędrowcy cieszyli się z wysiłku wędrówki, z uśmiechem stawiając każdy krok w stronę sacrum, w stronę poznania i kondycji. Jak możecie się domyślać – nic bardziej mylnego!
Historycy przeanalizowali wpisy zebrane w przedruku i co rzuca się w oczy, to niemal jednogłośne marudzenie. Narzekano na to, że droga była za trudna, że jest za zimno, że nic nie widać – bo wiadomo, jak szczelnie mgła potrafi w górach zasłonić widoki. Pisano o zniszczonych butach, bolących nogach, brudnych pończochach. Turyści, zaskoczeni surowym klimatem i ogromnym wysiłkiem fizycznym, pisali w księdze, że nigdy więcej w góry nie wrócą, a po tej wyprawie na pewno będę chorzy i będą musieli spędzić tygodnie w łóżku.
Nie było jednak tak, że Śnieżkę zdobywali sami malkontenci. Przeciwnie! Byli wśród turystów i tacy, którzy zdawali sobie sprawę z tego, jakim wyzwaniem jest wejście na Śnieżkę i może lepiej się do tego przygotowywali. Sporo turystów cieszyło się, pisało o poczuciu spełnienia. Swoje doświadczenia potrafili też sobie odpowiednio umilać, np. wynajmując muzyków, którzy przygrywali im po drodze. W górskiej wędrówce przyjemność odnajdywali przede wszystkim mieszkańcy okolicznych śląskich miejscowości. Obeznanie z górami na pewno pomagało się nimi cieszyć, o czym świadczą pewne karkonoskie rekordy:
„Ma [...] Śnieżka obok malkontentów i wrogów także swoich entuzjastów i zagorzałych zwolenników, bo oto latem 1711 pewien felczer z Wlenia wchodzi na Śnieżkę aż 7 razy [...] legnicki lekarz-botanik odwiedza Karkonosze w celach naukowych w ciągu lat 1699–1702 aż 5 razy, a ogółem zanotował aż 8 takich wypraw. Niepokonanym rekordzistą jest jednak pewien myśliwy, który w 1736 r. pisze, że był na Śnieżce ponad setkę razy, ale jeszcze nieraz tu wróci, bo to jego jedyna przyjemność” [Steć, Walczak].
Więcej entuzjazmu było też w młodzieży, szczególnie wśród par zakochanych, którzy w górskim krajobrazie odnaleźli swój miłosny azyl chroniący ich przed wścibstwem i konwenansami.
Zauważyć można też, że większymi marudami byli przybysze z daleka, obcokrajowcy, ludzie żyjący daleko od gór. Tacy nowicjusze szli podążając za modą lub dając się namówić i nieraz kończyli z obolałymi nogami, zniszczonym ubraniem i poczuciem otarcia się o śmierć. Co zabawne, narzekania często były kierowane w stronę legendarnego Rubecala, czyli tego, który przyciągał w te góry ciekawskich. To on, według nich, miał sprowadzać złą pogodę, zwodzić ich na manowce, a nawet podkradać elementy ekwipunku, np. to on został oskarżony przez jednego z turystów o kradzież jego fajki.
Turystyczne nieporozumienie
Warto by było zastanowić się, skąd w księgach tyle negatywnych wrażeń? Przecież to nie prawda, że akurat te osoby spotykał jakiś niewytłumaczalny gniew Ducha Gór, podczas gdy pozostali cieszyli się dobrą pogodą, widocznością i w ogóle wygodniejszą, mniej stromą i męczącą trasą. Wydaje się, że źródłem problemu była, jak to zwykle bywa, niewiedza. Brak świadomości trudów górskiej wędrówki, nieprzygotowanie, myśl – skoro przeszedłem 20 kilometrów po płaskim, przejdę też w górach. Problem mógł też leżeć gdzieś indziej. Zauważmy, że w XVII i XVIII wieku podróżowanie nie było jeszcze tak popularne, jak stało się w 19. stuleciu, a na pewno nie było tak powszechne jak dziś. Z tym wiąże się brak literatury podróżniczej, czyli przed Internetem głównego źródła wiedzy o miejscach, które planuje się odwiedzić. Brakowało relacji z podróży po Karkonoszach, a te które były przedstawiały sprawę dość wybiórczo, skupiając się na legendach i dziwach, nie traktując zbytnio o kamienistych ścieżkach i stromych podejściach. Stąd nawet jeśli ktoś chciał odpowiednio przygotować się do takiej przygody, nie miał zbyt wielu do tego materiałów. A tymczasem te osoby, które szczyt zdobyły, wiedzione typową dla górołazów wybiórczą pamięcią, nie opowiadały o tym, jak to pocili się w niewygodnych ubraniach i myśleli, że nie przeżyją. Wszyscy przecież będąc już po wyprawie zapominamy o trudach i niewygodach, pielęgnując w sobie jedynie wspomnienia piękne, wesołe bądź wzniosłe.
Ponadczasowy model turysty
Nie wiem jak Was, ale mnie podczas przygotowywania tego podkastu uderzyło podobieństwo XVII-wiecznych turystów do nas. Ludzie, których życie wydaje się nam tak odległe, którzy funkcjonowali nie tylko w innym systemie gospodarczym, społecznym i filozoficznym, ale też zupełnie inaczej patrzyli na góry, na pierwszy rzut oka zdają się nie mieć z nami nic wspólnego. Tymczasem okazuje się, że człowiek w górach to zjawisko ponadczasowe. Zawsze towarzyszyło mu zmęczenie, zwątpienie, strach, ale też ambicja, motywacja i satysfakcja. Od początku wiodła go w góry moda, chęć udokumentowania ponadprzeciętnego wyczynu albo wyjątkowość górskich przestrzeni. Górski turysta już od 400 lat bywał marudny, lubił na szlaku pośpiewać, szukał w górach rozrywki, a odnajdywał nadludzkie zmęczenie. Mimo to, wracał – może przez wybiórcze wspomnienia, a może przez powszechne uznanie takich zdobywczych wyczynów.
Czym natomiast różnimy się od turystów sprzed czterech stuleci? Na pewno dostępem do informacji. I tak jak ich nierozsądne decyzje i ślepe podążenie za uzdrowiskowymi modami można zrozumieć, tak nas już nie do końca…
Literatura:
- T. Steć, W. Walczak, Karkonosze. Monografia krajoznawcza, Wrocław 1962.
- J. Kolbuszewski, Krajobraz i kultura. Sudety w literaturze i kulturze polskiej, Katowice 1985.
- J. Kolbuszewski, Kilka uwag o dawnych wycieczkach na Śnieżkę w Karkonoszach, „Góry – Literatura – Kultura” 2017, t. 11.
Pozostałe wpisy:
O alpejskiej turystyce i luksusowych grand hotelach
Alpy były najważniejszymi górami dla rozwoju turystyki górskiej. W XIX wieku były tam już nie tylko szlaki i schroniska, ale nawet kolejki, pamiątki i hotele na szczytach. Wisienką na torcie uprzystępniania gór były natomiast wznoszone w trudno dostępnych miejscach grand hotele - enklawy przepychu zarezerwowane dla najznamienitszych gości. W odcinku opowiadam o alpejskiej turystyce luksusowej oraz ogólnie o tym, jak wędrowano po Alpach na przełomie XIX i XX wieku.
Czytaj dalej →Taternictwo i świadoma turystyka. Rozmowa ze Zbigniewem Piotrowiczem część II
W drugiej części rozmowy poruszamy ze Zbigniewem Piotrowiczem nieco kontrowersyjne tematy podziałów w społeczności miłośników gór. Zastanawiamy się, jak znajomość historii i kultury odwiedzanych regionów górskich wpływa na ich zwiedzanie. Mojego gościa pytałam też o jego prywatne doświadczenia taternickie.
Czytaj dalej →