Schroniska, piwo i parówki… czyli dawne wędrówki po Karkonoszach
Pocztówka z widokiem na Śnieżkę, 1907. Ze zbiorów Książnicy Karkonoskiej
Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak
Czy na Śnieżkę można było dolecieć balonem?
Czym różniła się turystyka karkonoska od tatrzańskiej?
Ilu turystów zdobywało Śnieżkę pod koniec XIX wieku?
Mam na imię Marysia, a to są Górskie Historie.
Dwie „szkoły” chodzenia po górach
Chodzić po górach można na różne sposoby. Jedni lubią wyjść na szlak o 4 nad ranem, zrobić szybkim tempem 30-kilometrową trasę, żywiąc się jedynie twardymi batonami i suszonym mięsem i wrócić do domu, nie czując nóg, rąk ani pleców. Inni preferują rekreacyjne przechadzki, których celem są raczej schroniska niż okoliczne szczyty. Tacy turyści potrafią docenić smak kosztownych, ale jakże krzepiących schroniskowych potraw i napitków. I choć wróciwszy do miejsca noclegu, również są w pewien sposób znieczuleni, to rzecz ta nie ma związku z intensywną wędrówką, a raczej z intensywną zabawą. Są też wśród nas, turystów górskich, tacy, którzy nie chcą się ograniczać do jednego tylko „stylu” wędrowania, czerpiąc, w zależności od sytuacji z jednego i drugiego. Co ważne, to żeby nie dyskryminować żadnego turysty ze względu na jego preferencje. Mogłoby się jednak wydawać, że sportowe podejście do chodzenia po górach jest w pewien sposób lepsze, szlachetniejsze. Dziś opowiem Wam, z czego takie przekonanie może wynikać. A za przykład posłużą mi sudeckie Góry Olbrzymie.
Początki turystyki w Karkonoszach
Karkonosze, bo o nich mowa, były niezwykle popularne wśród turystów już od XVIII wieku. Zainteresowanie nimi zwiększył jeszcze rozwój kolei mający miejsce w połowie XIX wieku. Wybudowano wtedy linie pociągowe łączące Wrocław z miejscowościami sudeckimi, w tym z Jelenią Górą, a dalej z Karpaczem i Szklarską Porębą. Druga połowa 19. stulecia była też czasem uzdrowisk. Wodolecznictwo oraz terapię klimatyczną traktowano jako poważne metody terapeutyczne, a zdroje, czy też z niemiecka „bady” w całej Europie rosły na znaczeniu. Dolnośląskie uzdrowiska, w tym najstarsze z nich, czyli podkarkonoskie Cieplice, stanowiły nawet swego rodzaju zagłębie leczniczo-wypoczynkowe.
Kuracjusze, ci mniej obciążeni zdrowotnie, lubili wędrować po górach. W Karkonosze chodzili też turyści nie uzdrowiskowi, przyjeżdżający w te góry dla nich samych. Było to związane z dość dużą popularnością tych gór, szczególnie Śnieżki, która w owym czasie stanowiła najwyższy szczyt Śląska, Królestwa Prus i Królestwa Czech. Dodatkowo była górą stosunkowo łatwą do zdobycia – pieszo a nawet konno. I, tak jak mówiłam, nawet kuracjusze Ciepliccy nie mieli problemu z wejściem na jej szczyt, co o czymś świadczy. Pierwsze turystyczne wejścia na Śnieżkę miały miejsce już w XVI wieku, bo też od tego czasu funkcjonowało uzdrowisko w Cieplicach. Były to jednak pojedyncze wycieczki. Ich liczba rosła z czasem, szczególnie w wieku XVIII i XIX, pod koniec którego rocznie na Śnieżkę wchodziło 50 tysięcy osób. Taka popularność wiązała się z inwestycjami w różnego rodzaju udogodnienia dla turystów, co miało ich przyciągać i zachęcać do powrotów. Historia pokazuje jednak, że takie udostępnianie gór jest procesem prowadzącym nie tylko do gospodarczego rozwoju regionu, ale także, mówiąc wprost, zadeptania i naruszenia naturalnego krajobrazu objętych nim gór. Znamy to z Tatr, możemy sobie teraz przywołać obrazy tłumów nad Morskim Okiem, kolejek do Kolejki na Kasprowy i bijatyk o miejsca parkingowe na Palenicy Białczańskiej.
Jeśli chodzi o Karkonosze, proces ten wyglądał bardzo podobnie. Najpierw wytyczono szlaki, wybrukowano je i oznakowano. Później postawiono na nich ławeczki, żeby zmęczony turysta miał gdzie odpocząć. W międzyczasie karkonoscy górale zaczęli udostępniać swoje bacówki, po niemiecku baudy, jako miejsce noclegu, ale także pierwsze i bardzo prymitywne restauracje. Baudy szybko zaczęły ewoluować w pełnoprawne schroniska górskie z łóżkami, izbami restauracyjnymi i coraz lepszą ofertą gastronomiczną.
Góry dla wygodnickich
Pod koniec XIX wieku Karkonosze były górami niezwykle wygodnymi i bezpiecznymi, przyciągającymi turystów z całej Europy. Istniały też pewnego rodzaju wytyczne dotyczące zwiedzania Karkonoszy. Powinno się zacząć w Jeleniej Górze, zwiedzić Chojnik dla widoków i wstępnego zapoznania się z krajobrazem. Była to jakby brama do Karkonoszy. Następnie zalecano odbyć wędrówkę szczytami, najlepiej od Szrenicy do Śnieżki (ewentualnie odwrotnie), zwiedzić możliwie wszystkie baudy (schroniska), a także obejrzeć wschód i zachód słońca ze szczytu Śnieżki (albo raczej Schneekoppe).
O dogodności wędrowania po Karkonoszach świadczyło to, że nie trzeba było do tego wynajmować przewodników (jak w Tatrach), wystarczyło zaopatrzyć się w mapę i kompas. Wygodne drogi z drogowskazami poprowadzone były po najwyższych nawet szczytach. Spokojnie można też było ruszać w góry bez prowiantu, bo niemal wszędzie znajdowały się już wtedy schroniska zaopatrzone w rozmaite produkty, od sera i chleba po likiery i wino. Były to też góry stosunkowo bezpieczne, bez dzikiej zwierzyny i groźnych zbójników. Jedynym zagrożeniem mógł być deszcz albo złośliwy Duch Gór. Cały ten komfort podróżowania zawdzięczano towarzystwom (niemieckim i czeskim), które za swój cel wzięły turystyczne udostępnianie Karkonoszy. Góry te zostały zagospodarowane i urządzone niemal jak miejski park, co miało swoje minusy, np. fakt, że przyjemność zobaczenia wodospadu Kamieńczyka była płatna. Dopiero po uiszczeniu opłaty obsługa otwierała sztuczną zaporę hamującą naturalny spadek rzeki. Był to jednak niewielki minus wobec ogromu zalet, jakimi dla wielu turystów były czekające na nich w Karkonoszach udogodnienia.
Chciałabym tu jeszcze wrócić do schronisk, czyli baud. Cieszyły się one szczególnym zainteresowaniem podróżnych. Były gęsto rozlokowane i dobrze zaopatrzone. Turysta przemierzający karkonoskie szlaki doskonale wiedział, jak daleko ma jeszcze do najbliższego schroniska, dzięki gęstemu oznakowaniu. Wiedział on nawet, ile czasu dzieliło go od następnego piwa, dzięki umieszczonym gdzieniegdzie tabliczkom, na których pisano „10 minut do najbliższego pilznera”.
Co prawda, forma baud była dość prymitywna, zrodziły się przecież z góralskich bacówek. Nie były budowane w żadnym stylu architektonicznym, nie miały ozdób, wszystkie były drewniane, a ich budowniczowie skupiali się na pragmatyczności ich konstrukcji raczej niż na piękności. Wnętrza także urządzono prosto, bez wygód. Na takie schronisko składała się wstępna szeroka izba, taka sala restauracyjna z prostymi ławami i parę maleńkich pokoików wyposażonych jedynie w wąskie łóżka i krzesła. Podróżni skupiali się jednak na bogatej ofercie gastronomicznej, której istotnym elementem był asortyment piwny. Składały się nań czeskie pilznery, bawarskie hellesy, a także piwa ciemne. Jeśli chodzi o jedzenie, to podstawowymi produktami były chleby i sery, natomiast na ciepło można było zamówić gulasz lub parówki.
W baudach w sezonie turystycznym było dość tłumnie. Turyści przewijali się przez izby restauracyjne, w których panował harmider. Mimo to w wielu schroniskach dbano o oprawę muzyczną. Głównie zatrudniano do tego harfiarzy. Sami turyści również śpiewali rozmaite pieśni i piosenki. Poza baudami, na szlakach turystom przygrywali natomiast kataryniarze.
Ciekawostką może być opcja zwiedzania Karkonoszy w lektyce. Taki pierwowzór wyciągów, tylko dużo kosztowniejszy, mniej wygodny i trwający okropnie długo. Taka forma turystyki górskiej była szczególnie polecana paniom, dla których delikatności karkonoskie stoki mogły stanowić trudność. To oczywiście nie jest moje zdanie, tylko parafraza słów ówczesnych pisarzy. Mężczyzn, naturalnie. I taką lektyką można było być wniesionym pod wodospad Szklarki, na zamek Chojnik ale też na samą Śnieżkę. Tragarze lektyk byli nawet zrzeszeni w oficjalnej organizacji, podobnie jak przewodnicy.
Inną opcją zdobycia Śnieżki nie na piechotę był wjazd na koniu. Takie ułatwienia odeszły jednak do lamusa już w II połowie XIX wieku, kiedy rozbudowano sieć wygodnych szlaków i uzbrojono je w rzędy ławeczek służących do odpoczynku.
Krytyka turystyki karkonoskiej przełomu wieków
Taki obraz turystyki karkonoskiej łatwo było krytykować. Szczególnie w momencie, gdy turystów w Karkonoszach zaczęło już być za dużo. Krytyce poddawano łatwy dostęp do Śnieżki i przeróżne plany jej dalszego udostępniania, np. stawiania kolei zębatej z Jeleniej Góry na jej szczyt. Prześmiewczy ton miewały niektóre karkonoskie pocztówki, które przedstawiały zabudowaną drogami, torami i schroniskami Śnieżkę, a obok niej balony, samoloty i sterowce marki Zeppelin kursujące na szczyt z największych niemieckich miast. Taka futurystyczna wizja, choć była karykaturą, oddawała opinię na temat karkonoskiej turystyki przynajmniej części podróżujących w te góry.
Krytycznie w tym temacie wypowiadał się też polski działacz krajoznawczy, późniejszy opiekun ruchu turystycznego w polskich górach, Mieczysław Orłowicz. Ten Orłowicz, którego imię nosi od lat 70. XX wieku Główny Szlak Sudecki.
Orłowicz, charakteryzując turystykę karkonoską przełomu wieków, krytykował to, że wszyscy chodzą tam po tych samych szlakach, narzekał na hałas, pijaństwo i obżarstwo, naśmiewał się też z wędrowców niemieckich, którzy chcąc kreować się na znawców gór, chodzili na Śnieżkę w strojach tyrolskich. Zresztą niepoprawnie noszonych, zakładali oni bowiem pod tyrolskie krótkie spodnie kalesony, żeby nie narażać kolan na przewianie.
Myślę, że tutaj dobrze będzie zacytować fragment z relacji Orłowicza z wędrówki po Karkonoszach:
„I tak idąc od schroniska do schroniska i od ławeczki do ławeczki nawet nie zauważało się przybycia do Karpacza czy Szklarskiej Poręby i tura była skończona, a 15 bomb pilznera wypitych. W głowie trochę szumiało, ale za to świat wydawał się piękny, nawet w dni z ulewnym deszczem, a gulasz i parówki smakowite jak nigdy. Wszyscy na ogół turyści śpiewali po drodze jak zarzynane bawoły i wśród tego ryku pijaków i chwiejnych korpusów wędrowało się całymi godzinami. […] Tak oto wyglądał turystyka w Sudetach, specjalnie w Karkonoszach w r. 1908”.
Polskie spojrzenie na chodzenie po górach
Takie ujęcie sprawy ma, rzecz jasna, swoje drugie dno. Bo dla kogoś istotą turystyki górskiej może być właśnie chodzenie od schroniska do schroniska, od kufla piwa, do kieliszka likieru. I dlaczego miałoby to być oceniane negatywnie, jeśli taka turystyka jest prowadzona na przystosowanych do tego szlakach – wygodnych, szerokich i dobrze oznakowanych drogach z miejscami odpoczynku i zabezpieczeniami w zawieszonych nad przepaściami punktach widokowych? Trzeba tu sobie jednak uświadomić, że dla Polaka w tamtym czasie definicją turystyki górskiej było coś zgoła innego. Kosztowna i żmudna podróż, wystawiająca wędrowca na wiele niebezpieczeństw w postaci gwałtownych zmian pogody, spotkania dzikiej zwierzyny czy też zgubienia się na słabo oznakowanych albo w ogóle jeszcze nie oznakowanych szlakach. Do tego skąpe możliwości znalezienia dachu nad głową i niemal całkowite uzależnienie własnego przetrwania od zabranego z domu prowiantu. Tak, moi drodzy, wędrowano po Tatrach, Karpatach Wschodnich i Bieszczadach jeszcze na początku XX wieku. I taki sport budził respekt. Górołaz amator miał się czym chwalić. Była to rozrywka szlachetna i wymagająca, a przez to elitarna – nie tylko i niekoniecznie na podłożu finansowym, ale już na pewno na podłożu kondycyjno-wytrzymałościowym.
Trafnie komentował to Stanisław Bełza, znany podróżnik i pisarz, w swojej relacji z wędrówki po Karkonoszach. Jako człowiek obyty w świecie, znający różne góry Europy, rozmyślał na temat różnorodności górskich doświadczeń. Nocował wtedy w nieistniejącym już dziś schronisku Księcia Henryka, które stało nad Kotłem Wielkiego Stawu.
„czytając książkę w wygodnym łóżku przypomniałem sobie, jak dwadzieścia lat temu przepędziłem noc na mniej więcej tej samej wysokości przy Morskim Oku, na dywanie z kosodrzewiny i chrustu. Księżyc […] płynąc po niebie, „niecałe pokazywał oko”, a stary Sieczka dosypując ciągle tytoń do fajki, bawił mnie opowieścią o niedźwiedziu ukazującym się tu niekiedy niespodziewanie. Że była ta druga noc więcej poetyczną od pierwszej, nie przeczę, ale chyba niewielu podróżnych zachęcić jest ona zdolną do poznawania gór, pośród których podobne jej się przepędza [noce]. Szczęściem, że i w Tatrach noce takie dziś już należą do wspomnień, ale ileż to nawoływań potrzeba było, ażeby tak się stało!”
Mamy tu do czynienia ze skrajnie odmiennymi opiniami na temat sudeckiej infrastruktury turystycznej. Dla cytowanych tu Mieczysława Orłowicza i Stanisława Bełzy z czegoś innego wynikała przyjemność podróżowania po Karkonoszach. Bełza reprezentuje turystę-hedonistę, szukającego w górach piękna, ale też wygody i rozrywki. Jest to postawa popularna, do dziś obserwowana u większości użytkowników gór. Orłowicza należy natomiast umieścić w gronie turystów-sportowców, doceniających pierwotność, surowość i ekstremalność gór. Ciekawa jestem, z którym modelem Wy się bardziej utożsamiacie.
Ślady dawnych czasów…
Dzisiaj Karkonosze, których część od 79 lat należy do Polski, niewiele różnią się od tych XIX-wiecznych. Wiele baud zniknęło, przez pożary i ogólną niegospodarność ich powojennych opiekunów. W schroniskach, które zostały nadal jednak serwuje się rozmaite pyszności, na Śnieżkę w każdy weekend i święto wchodzą bądź wciągają się masy turystów, a szlaki karkonoskie pozostały dostępne, tak jak to było dawnej. Sami możecie więc w pewien sposób zaobserwować tę silną ingerencję człowieka w górską przestrzeń. A kiedy następnym razem będziecie wędrować szeroką trasą GSS, wyobraźcie sobie, że w ten sposób sudecką granią wędrowały przed Wami ubrane w piękne suknie kuracjuszki z Cieplic.
Bibliografia:
- S. Bełza, W Górach Olbrzymich, 1898.
- J. Kolbuszewski, Krajobraz i kultura. Sudety w literaturze i kulturze polskiej, 1985.
- M. Orłowicz, Moje wspomnienia turystyczne, 1970.
Pozostałe wpisy:
Dlaczego jeździmy do Zakopanego?
Zakopane, najwyżej położone miasto w Polsce, przyciąga rocznie miliony turystów. Jak to się stało, że z małej wsi pasterskiej przekształciło się w centrum turystyczne i kulturowe? Poznaj fascynującą historię Zakopanego - od początków osadnictwa, przez rozwój turystyki w XIX wieku, aż po dzisiejsze atrakcje. Dowiedz się, jak Tatry i lokalna kultura wpłynęły na rozwój miasta, co przyciągało artystów i inteligencję, oraz jakie wyzwania stawia przed sobą współczesne Zakopane. Odkryj nie tylko turystyczne szlaki, ale także zakopiańskie smaki i festiwale.
Czytaj dalej →Groza, mgła i owce, czyli pocztówka z gór Walii
Odkryj piękno i tajemnice Snowdonii, unikalnego regionu górskiego w Walii, który od wieków przyciąga podróżników swoimi majestatycznymi krajobrazami i bogatą historią. W najnowszym odcinku podcastu, omawiam nie tylko krajobraz Snowdonii, ale także kulturowe wpływy, które kształtowały ten region przez stulecia. Dowiedz się, jak brytyjscy arystokraci rozpoczęli modę na wędrówki górskie w XVIII wieku, jakie zagrożenia czyhają na turystów w trudnych warunkach górskich oraz jak Snowdonia stała się inspiracją dla wielu twórców literatury i romantycznych poszukiwaczy wzniosłości. Zapraszam do wysłuchania mojej opowieści o Snowdonii, jej górach pełnych wyzwań i piękna.
Czytaj dalej →