Kto mieszkał w Karkonoszach? Część 1: U podnóża gór

Cover Image for Kto mieszkał w Karkonoszach? Część 1: U podnóża gór
/podcast

Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak

Słuchaj w Spotify:
Oglądaj na YouTube:
Górskie Historie tworzę od A do Z sama i udostępniam bezpłatnie. Możesz wesprzeć mnie w tym, fundując mi "wirtualną kawę“. Twój gest pomoże mi przygotowywać dla Ciebie więcej rzetelnych treści 🙂
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Znacie mieszkańców Tatr, wiecie kim był Sabała, Maciej Sieczka czy Janosik. Macie pewne zakorzenione w naszej kulturze wyobrażenia na temat życia górali przed wybuchem turystycznej antropopresji w Tatrach.

Karkonosze stają się ostatnio górami coraz bardziej popularnymi. Niektórzy uważają, że gonią Tatry. Może więc warto zapoznać się z nimi i dowiedzieć, kto mieszkał tam dawniej. W tym podkaście opowiem Wam o ludziach Karkonoszy. Skupimy się na obecnie polskiej, śląskiej, czyli północnej stronie tych gór. Przyjrzymy się historii osadnictwa. Dowiemy, kim był i czym się zajmował przeciętny mieszkaniec takiego Karpacza czy Szklarskiej Poręby. W tym odcinku skupimy się na podgórskich miejscowościach, a w drugiej części podkastu, która będzie dostępna za dwa tygodnie, spojrzymy na życie w wyższych partiach gór, czyli w tzw. baudach. Przedstawię Wam też parę postaci związanych z regionem i na ich przykładzie pokażę, jak się kiedyś żyło w Karkonoszach.

Tym odcinkiem rozpoczynam drugi sezon mojego podkastu. Witam się z Wami po przerwie. Mam nadzieję, że trochę tęskniliście.

Mam na imię Marysia, a to są Górskie Historie.

Historia osadnictwa

Karkonosze, jak przystało na wysokie góry, długo onieśmielały ludzi i nie zachęcały do osiedlania się. Sam fakt, że mówiono na nie Góry Olbrzymie, pokazuje pewien do nich dystans. Choć już tysiąc lat temu mieliśmy tam zalążki górnictwa i drogi przecinające góry, prowadzące do miejsc kultu, to można wtedy mówić jedynie o wizytach, a nie o stałym osadnictwie. Zresztą wizytach rzadkich, bo główne trakty omijały niedostępne Karkonosze, prowadząc przez Bramę Lubawską albo Bramę Łużycką.

Warto tu też wspomnieć o Walonach, średniowiecznych poszukiwaczach kruszców, którzy przybywali w te strony w poszukiwaniu bogactw naturalnych. Działali oni co prawda w Karkonoszach już w XIII wieku, ale nie osiedlali się tam na stałe. Można więc powiedzieć, że raczej przecierali szlaki i tworzyli podwaliny pod późniejsze osadnictwo górskie.

Tak naprawdę dopiero pod koniec XIII wieku powstały Cieplice (Calidus Fons - ciepłe źródła), założone przez joannitów ze Strzegomia. Oni to prowadzili kolonizację tej okolicy, rozciągającą się stopniowo na południe, w stronę gór.

Również miejscowości w pasie Pogórza Karkonoskiego, takie jak Kowary, Podgórzyn czy Sobieszów, istniały już na początku XIV wieku (o czym mówią dokumenty kapituły wrocławskiej z 1305 roku). Możemy je sobie wyobrazić jako niewielkie osady łańcuchowe położone w malowniczych dolinach potoków. Ich mieszkańcy, sprowadzeni tu w ramach kolonizacji niemieckiej, parali się rolnictwem, wypalaniem węgla drzewnego i wycinką drzew, a gdzieniegdzie nawet wydobywaniem rudy żelaza i jego wytapianiem. W drugiej połowie XIV wieku, po odkryciu kwarcu w Górach Izerskich, powstały też pierwsze huty szkła, które z czasem stały się jednym z filarów tutejszego przemysłu. Taka Szklarska Poręba ma swoją genezę właśnie w hutnictwie szkła i powstała przy pierwszej, XIV-wiecznej hucie położonej przy rzece Kamiennej.

Trzeba tu jednak zaznaczyć, że osadnictwo średniowieczne kończyło się na pograniczu Kotliny Jeleniogórskiej i Pogórza Karkonoskiego, co wyraźnie podkreślają badacze. Co nam to mówi? Że ludzie nie czuli jeszcze potrzeby, żeby osiedlać się w górach i że - prawdopodobnie - nie była im miła taka perspektywa. Życie w średniowieczu było wystarczająco trudne w lepiej skomunikowanych miejscach.

Mimo wszystko region rozwijał się, powstawały nowe osady, rósł przemysł hutniczy, drzewny, ale działo się to w typowo średniowiecznym tempie - raczej z wieku na wiek niż z roku na rok. Dopiero w XVI stuleciu możemy mówić o jako takim przyspieszeniu. Wydarzyło się wtedy kilka rzeczy. Kowary otrzymały prawa miejskie i stały się wolnym miastem górniczym - duży bodziec dla dalszego rozrostu. W wyniku wycinki lasów pojawiły się łąki, a na nich pasterstwo. A żeby nie musieć z bydłem robić kilometrów, powstały też pierwsze wsie pasterskie - jedną z nich był Karpacz. W wyniku tej wycinki i stopniowego ogołocania zboczy Karkonoszy również wsie hutnicze wędrowały coraz wyżej w poszukiwaniu paliwa do produkcji szkła (case Szklarskiej Poręby, gdzie hutę przemieszczano coraz wyżej przy rzece Kamiennej).

Historia ma jednak w zwyczaju przynoszenie wydarzeń ograniczających nawet tak rozpędzony postęp. Tutaj takim stoperem była wojna trzydziestoletnia. I choć żadne bitwy nie miały miejsca w okolicy, to wyludnienie (w wyniku poboru, zarazy i głodu) i konieczność szukania schronienia w pobliskich lasach doprowadziły do pewnych przetasowań w krajobrazie osadniczym. Powstały wtedy leśne skupiska bud - jednym z nich, które przetrwało aż do 1945 roku, była wieś Budniki, dziś część Karpacza bez zabudowy.

A kto mieszkał w tych wsiach?

Ludność niemiecka, czyli pierwotni osadnicy, i ludność czeska - chociażby prześladowani w Czechach protestanci, którzy na Śląsku szukali schronienia po wojnie trzydziestoletniej. To oni - w dużym skrócie - przynieśli ze sobą zawody, które zdominowały Karkonosze w kolejnych wiekach, czyli tkactwo i zielarstwo. Oprócz mieszkańców niemieckich i czeskich migrowali tu rzemieślnicy szklarscy z Włoch, Bawarii, Saksonii i Śląska. Przybywali też chociażby Szwajcarzy, dzięki którym modernizowało się tutejsze pasterstwo.

Jeśli chodzi o zajęcia mieszkańców, to były one różne. Jedni wycinali lasy, inni na powstałych polanach budowali budy pasterskie. Jedni używali roślin do produkcji sukna, inni do komponowania leczniczych mikstur. W niektórych karkonoskich chatach zamiast krosna można było znaleźć fiolki, wagę i suszone zioła. Były to domy laborantów, czyli certyfikowanych zielarzy z pieczątką cechu powstałego w XVIII w Karpaczu. W czasach kiedy medycyna nie była jeszcze zanadto rozwinięta, a ludowe sposoby radzenia sobie z rozmaitymi dolegliwościami były pierwszym i często jedynym wyborem, zawód zielarza nikogo nie dziwił. Karkonosze były tu wyjątkowe pod tym względem, że pełno w nich było roślin - korzeni, drzew i ziół - charakterystycznych tylko dla klimatu górskiego. Dlatego produkty karkonoskich laborantów były sprzedawane nie tylko tu, ale nawet w Saksonii, Anglii i Polsce.

Wieś karkonoska i jej mieszkańcy na początku XIX wieku

Wiemy już, kto mieszkał w karkonoskich wsiach. Teraz zastanówmy się - jak wyglądała taka na przykład Szklarska Poręba na przełomie XVIII i XIX wieku? Możemy to bez problemu odtworzyć na podstawie źródeł. Była to wieś dość spora, zamieszkana przez ponad 1500 ludzi, ale z mocno rozproszoną zabudową. Domów było ponad 300, ale były tak „rozsiane po dolinach i zboczach górskich, że woźny sądowy w lecie trzech, a zimą pięciu dni potrzebuje, by wszystkie obejść". Jeśli chodzi o zatrudnienie ludności, to oprócz wymienionych już zawodów, takich jak hutnik, szlifierz szkła czy drwal, było tam też kilku producentów drewnianych instrumentów muzycznych, przeważnie skrzypiec, które podobno były wysyłane nawet do największych miast. Pracę znajdowano też przy witriolejni, czyli fabryce, w której z palonej rudy i siarki wytwarzano bardzo żrący, kwaśny płyn potrzebny przemysłowi, np. do barwników, szkła, garbowania skór i nawozów.

W górach trudno jest o bogate rolnictwo, tutaj nie było inaczej. Uprawiano ziemniaki, len, kapustę i owies. I oczywiście to stanowiło podstawę diety - obok produktów mlecznych.

Podróżnicy XIX-wieczni zwracali uwagę na schludność, a wręcz piękno karkonoskich osad. Tak opisywał swoje wrażenia podróżujący z Pragi anonimowy pisarz:

„Im bardziej człowiek zbliża się do miejscowości niemieckich, tym bardziej rzuca się w oczy pięknienie nawet wiosek zamieszkanych przez etnicznych Czechów, a także zmiana wyglądu całej okolicy i jej mieszkańców. Solidne drewniane domostwa wchodzą na miejsce chat z glinobitki, a strzechy zostają wyparte przez dachówkę. Sady są bogatsze, dzieci już nie półnagie i brudne, a czyste i porządnie odziane. Kołnierzyki u koszul i małe okrągłe kapelusiki znikają, błękit ubrań ustępuje granatowi, a zamiast białych skórzanych spodni widzi się czarne. Blond włosy i duże niebieskie oczy robią się powszechniejsze od czarnych, garbate nosy od perkatych, a cała race generalnie już nie krępa i barczysta, a smuklejsza i wyższa. Wszystko to wydaje mi się mniej lub bardziej istotną zmianą na lepsze.

Tylko w jednym punkcie przegrywa ludność pochodzenia niemieckiego, a właściwie kobiety, mianowicie pod względem biustu. Matka Natura mogła przenieść nieco ze zbyt wielkiego często nadmiaru czeskich piękności na ich sąsiadki, tym samym rekompensując zasadniczą wadę przeważającej większości tych ostatnich".

Dalej anonim wywyższa Niemców nad Czechów również w usposobieniu i zachowaniu. Zwraca uwagę na ich dumę, pracowitość, wytrwałość, kulturę i otwartość na świat. I może ta otwartość właśnie leży u podstaw braku wyraźnej kulturowej odrębności ludzi Karkonoszy.

Dobrym przykładem będzie tu folklor. Z racji swojej historii i pogranicznego charakteru region karkonoski - odrębny od kowarskiego czy jeleniogórskiego - miał niejednorodny strój ludowy. Co to znaczy? Że przenikały się tam rozmaite kroje, wzory i kolory. Wyraźne są w nim wpływy górnołużyckie, czeskie i protestanckie. Etnografowie wymieniają w stroju kobiecym takie elementy jak czerwone, wełniane, gęsto fałdowane spódnice sięgające ponad kostki i obszyte zieloną wstęgą, ale także spódnice wzorzyste, perkalowe. Różne były też czepce. Najczęściej można było spotkać dwuczęściowe połówkowe jedwabne, białe płócienne o kulistym kształcie. Mniej popularne były czepce złote i srebrne oraz te z charakterystyczną koronkową brodą okalającą szyję. W drugiej połowie XIX wieku występowały tu suknie z wysokim stanem i krótkim stanikiem. Stanik był wełniany, niebieski, granatowy bądź czarny, zapinany na metalowe sprzączki lub sznurowane łańcuszkiem. Jeśli chodzi o koszule, to miały one tyle wersji, że trudno byłoby je tu wszystkie wymieniać. Warto jednak przytoczyć, chociaż skrótowo, opis stroju lokalnej ludności z okolic Cieplic autorstwa Rozalii Saulsonowej z 1850 roku:

„Wieśniaczki ubrane w kwieciste krótkie fałdziste żywych kolorów spódnice, gorseciki krótkie w stanie zawsze innego jak spódnica koloru, chusteczki opięte na szyi, w śnieżnej białości krótkich bufiastych rękawach od koszuli i białych muślinowych w kolorowe kwiaty lub pasy szerokich fartuchach; ubranie zaś głowy podobne do owego starych żydówek po niektórych naszych miasteczkach jeszcze napotkanego, z żółtego lub czerwonego perkaliku czepek bez obszycia, otoczony pasem białego wykrochmalonego perkalu ułożonego z tyłu głowy w kształcie skrzydeł [...]. Jednakże coraz to więcej córki majętnych wieśniaków zrzucają swój starożytny narodowy ubiór; często obok matki w skrzydlatym czepku, spódnicy kwiecistej i kaftaniku, widzisz córkę w sukni bareżowej, szalu i kapeluszu z woalem".

W rzeczywistości odświętny strój ludowy był, rzecz jasna, noszony tylko w czasie wolnym od pracy. I tak jak zaznacza Saulsonowa już w 1850 roku, został on szybko wyparty przez modę mieszczańską, a do końca XIX wieku przetrwał już bardziej jako eksponat, reminiscencja.

Trzeba też pamiętać, że w Karkonoszach, jak i w innych górskich regionach, górale byli silnie idealizowani na fali charakterystycznej dla XVIII i XIX wieku idealizacji życia w zgodzie z naturą. Wyobrażano ich sobie jako pięknych, ustrojonych w swoje spódnice i kapelusze. Tymczasem zmagano się tu z wieloma przypadłościami, które deformowały ludzkie oblicza, psując niejako ich „oglądanie" przyjezdnym. Na dowód relacja z pierwszej ręki:

„Odświętnie ubrani włościanie, którzy (jest niedziela) pojedynczo albo w barwnych grupkach spieszyli do kościoła [...]. Wyznać wszak muszę, że rad byłbym, gdyby dziewczęta i kobiety miały kształtniejsze oblicza i mniejsze wola, a do swych bezpretensjonalnych bukiecików zamiast suto plisowanych spódnic dobierały prostszy przyodziewek. Wódczane fizjonomie mężczyzn przypominały mi też często w nieprzyjemny sposób o głównej przywarze tutejszych mieszkańców - zamiłowaniu do napojów wyskokowych".

Takich krytycznych, bardziej realistycznych relacji było więcej, weźmy chociażby to, co napisał o mieszkańcach Karkonoszy przyszły prezydent USA, John Quincy Adams, w roku 1800:

„O samych siebie zdają się zupełnie pod tym względem [czystości] nie dbać i są oczywiście brudni jak chłopi z najnędzniejszych chat Europy. Domostwa ich ogólnie rzecz biorąc pełne są dzieci odzianych jedynie w zgrzebną koszulinę; częstokroć zupełnie nagich i tyle robactwa na sobie noszących co ziemia egipska w czas ostatniej plagi. Taka jest kondycja tych cnych, błogich istot, które nam wychwalano jako prawdziwe dzieci natury - istne przykłady złotej epoki człowieczeństwa. Sposób ich bycia bywa różny, zależnie od jednostkowego charakteru; wszyscy są nieokrzesani, większość odrażająca, niektórzy grubiańscy i bezczelni; co zać do ich traktowania obcych, to jedyni dwaj, u których mieliśmy okazję gościć, wystawili nam za to niebotyczny rachunek".

Mieszkańcy Karkonoszy nie żyli też poza zasadami ówczesnego świata. Ich także dotykał feudalizm i pańszczyzna. W jej ramach mieli latem spławiać drewno, a zimą zwozić je na saniach rogatych. Lasy były w większości własnością pana - hrabiego Schaffgotscha - i nie można w nich było ot tak sobie paść swoich krów.

Sytuacja ekonomiczna przeciętnego chłopa zmieniała się tu jednak dynamicznie wraz z rozwojem turystyki. Powstawały wtedy nowe zawody, ludzie bogacili się, oferując usługi przewodnickie i tragarskie. Sprzedawano pamiątki, wynajmowano pokoje. Dodatkowo na Śląsk, nawet w tereny górskie, dość szybko zawitała rewolucja przemysłowa. W XIX wieku wielu mieszkańców podkarkonoskich miejscowości pracowało w fabrykach, m.in. w przędzalni lnu w Mysłakowicach. My przyjrzymy się teraz jednak Petrowi z Krummhübel (dzisiejszego Karpacza), przewodnikowi karkonoskiemu, którego rodzina mieszka tu od pokoleń.

Johann z Schreiberhau - o przewodnikach i laborantach

W połowie XIX wieku bycie przewodnikiem w podgórskiej miejscowości nie było niczym wyjątkowym. Turyści tworzyli duże zapotrzebowanie. A popytowi towarzyszy przecież podaż. Świadczy o tym chociażby ten cytat:

„Aby widzieć piękne te wodospady [Kochelfall i Zackenfall], jedzie się na Hermsdorf i Petersorf, blisko dwóch tysięcy mieszkańców liczącą wieś do ćwierć mili od tejże odległego Vitrolwerk czyli fabryki witryolu [...]. Tam przed zajazdem pod znakiem »Zum Zachenfall« czekają już przewodnicy i tragarze z krzesłami i wiodą nas do wodospadu".

Jednym z nich jest Johann. Ten dzień zaczął od spaceru po lesie. Bynajmniej nie rekreacyjnie, ale służbowo - zbiera zioła, z których później przygotowuje likiery do częstowania swoich gości. Ma na dziś zlecenie przewodnickie: przyjeżdżają dwie panie z Warmbrunn, księżna i hrabianka, w towarzystwie swoich córek. Zabiera je do wodospadów Szklarki i Kamieńczyka, a następnego dnia na Śnieżne Kotły. Musi zaplanować, co i kiedy będą jeść, zamówić odpowiednią liczbę tragarzy lektyk i ekwipunku szanownych pań. Lubi, kiedy jego goście są zadowoleni z usług. Wtedy czuje, że to, co robi, jest cenne, że nie tylko spełnia czyjeś zachcianki, ale odpowiada za ukazanie piękna jego Heimatu. Chętnie chwali się swoją księgą przewodnicką, w której nie ma żadnych skarg, tylko pozytywne opinie. I to nie jest wcale takie oczywiste, bo u kolegów po fachu widział już wiele negatywnych komentarzy - niektóre potrafią przekreślić karierę przewodnika i skazać go na pracę w kamieniołomie albo fabryce płócien. Niby nie jest to zła praca, ale jednak milej jest spędzać dni w otoczeniu przyrody. Zwłaszcza Johann umie docenić tę robotę. Wychował się wśród natury, bo jego ojciec był laborantem, należał do cechu w Krummhübel. Możliwe, że to o nim czytamy w anonimowej relacji z podróży w Karkonosze z 1796 roku:

„Przez jakiś czas towarzyszył nam [w drodzę na Śnieżkę] tu człowiek, który z workiem na plecach i czymś w rodzaju oskarda w dłoni szedł na poszukiwanie goryczki i arcydzięgla. Jest to dodatkowe zajęcie górali, które również tym po czeskiej stronie niejeden grosz od aptekarzy przynosi, mimo że Czechy nie mają swojego Karpacza".

Ojciec Johanna produkował różnego rodzaju maści, eliksiry i kadzidła. Interes szedł całkiem dobrze, dopóki ludzie nie zaczęli wątpić w medyczne właściwości roślin. Przykład szedł z góry. Satyryczne odczyty wtórowały urzędowym ograniczeniom. Najpierw zmniejszono liczbę mikstur, które ojciec mógł sprzedawać, potem zaczęto go oczerniać i wyzywać od szarlatanów. Ostatecznie zakazali nawet przyjmować nowych uczniów do cechu. Johann więc dobrze zrobił, że nie obrał tej ścieżki. Choć ojca zawsze było mu szkoda - wiedział, że jego działalność uleczyła wiele chorób, a nawet ocaliła kilka żyć. Większość mikstur laborantów były tajemnicą zawodową i przez to umarły razem z ostatnim laborantem Augustem Zolfelem w 1884 roku. Medycyna wyparła zielarstwo.

Tymczasem Johann czerpie z wiedzy przekazanej mu przez ojca - dobrze zna się na lokalnej florze. I nawet jeśli już nie używa jej do leczenia ludzi, to chętnie opowiada o właściwościach roślin, które z gośćmi mija na szlaku. A czasu na takie opowieści ma pod dostatkiem. Podróż pani niesionej w lektyce trwa długo i jest niewygodna, dlatego wskazane są przerwy - liczne i z odpowiednio dobranymi atrakcjami. Tego dnia księżna i hrabina zjadły obiad podany na jednej ze skał pod Wodospadem Szklarki. Johann osobiście donosił paniom pieczone pstrągi i ziemniaki. Było też piwo, ale nie cieszyło się zainteresowaniem - Johann nie rozumiał, dlaczego klientki kręcą na nie nosem.

Każda z dam próbowała swoich sił w rysunku, dlatego długo popasali przy Śnieżnych Kotłach. Po drodze natchnione turystki recytowały sobie nawzajem piękne wiersze o wzniosłości, których Johann nie rozumiał. Podobała mu się natomiast melodia języków - polskiego, angielskiego, włoskiego. Panie były poliglotkami, choć dla Johanna niewiele to znaczyło.

W drodze do Wodospadu Kamieńczyka przystanęli w domu Johanna. Gościnie zachwycały się schludnością jego chaty. Pytały o stojące w izbie krosna - narzędzia pracy jego brata, który wyrabia najpiękniejsze płótna w Schreiberhau (Szklarskiej Porębie). Johann wytłumaczył im, że w większości domów w okolicy stoją krosna, bo tkactwo to w miarę stały zarobek, choć z roku na rok coraz mniejszy.

Przy okazji tej wizyty poczęstował panie śmietanką i chlebem, i tak ugoszczone poprosił o wpis do jego księgi. Jedna z pań znalazła w niej notatkę swojej krewnej - jakże była tym faktem zachwycona! Jej radość przestraszyła nawet stojącą w przedsionku kozę.

Johann lubi swoją pracę, choć czasem męczą go zachcianki gości. Wie, że musi je spełniać, bo od tego zależy byt jego całej rodziny. Być przewodnikiem to jest coś, szczególnie dlatego, że nie przyjmuje się do organizacji byle kogo. Zwraca się uwagę na sposób prowadzenia się kandydata, na jego moralność, powierzchowność. Wielu właśnie na tych podstawach odrzucono.

W 1817 roku utworzono w Karkonoszach organizację przewodników górskich i tragarzy lektyk. Uważa się ją za pierwszą w Europie. Wprowadzono wtedy odgórne stawki za dzień pracy przewodnika, tragarza bagażu i tragarza lektyki. Do tego ustalono, ilu przewodników powinno obsługiwać ilu gości. Pojawiły się też zasady, według których mieli postępować, a nawet ubierać się. Przewodnika można było poznać po zielonym stroju. Na zielonym filcowym kapeluszu nosił swoją odznakę - z wygrawerowanym imieniem, nazwiskiem i miejscowością, z której pochodzi. Tak pisała o tym Saulsonowa:

„Niektórzy [wieśniacy] noszą zielone pilśniowe kapelusze wąskie u góry, z blaszką nazwisko własne lub miejsce zamieszkania wyryte mającą. Po tym ubiorze, który niekiedy cały bywa zielony, poznać można przewodników gór, którzy na wygodnie urządzonych krzesłach we dwóch wnoszą na najwyższe szczyty Sudetów, poważnego wieku lub słabszych sił osoby, - innym za przewodników służą".

Poznaliście dziś mieszkańca Szklarskiej Poręby z połowy XIX wieku. W kolejnym odcinku dowiecie się więcej o życiu w karkonoskich baudach - o pasterzach zamieszkujących dzisiejszą Strzechę Akademicką czy Lučni Boudę. A także o tym, jaki wpływ na mieszkańców Karkonoszy miał rozwój turystyki. Do usłyszenia za dwa tygodnie. I - tradycyjnie - do zobaczenia na szlaku.

Literatura

Podróż w Karkonosze oraz sąsiednie okolice Czech i Śląska w roku 1796 w 28 listach, przeł. M. Wawrzyńczak, Chromiec 2022.

R. Saulson, Warmbrunn i Okolice Jego w 38 obrazach zebranych w 12 wycieczkach przez Pielgrzymkę w Sudetach, Wrocław 1850, https://bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/publication/29104/warmbrunn-i-okolice-jego-w-38-obrazach-zebranych-w-12-wycieczkach-przez-pielgrzymke-w-sudetach-saulson-rozalia-ca-1810-ca-1880?language=en.

R. Szmytkie, M. Kasprzak, Rozwój osadnictwa na północnym skłonie Karkonoszy, „Opera Corontica" 2016, nr 53, https://www.researchgate.net/publication/313705658_Rozwoj_osadnictwa_na_polnocnym_sklonie_Karkonoszy_Development_of_settlement_in_the_north_mountainside_of_the_Karkonosze_Mts.

Podróżnicy w Górach Olbrzymich. Antologia tekstów źródłowych, wybrał, przełożył i przypisami opatrzył M. Wawrzyńczak, Chromiec 2022.

Pozostałe wpisy:

Cover Image for Kto mieszkał w Karkonoszach? Część 2: W górach

Kto mieszkał w Karkonoszach? Część 2: W górach

/podcast

W poprzednim odcinku przyglądaliśmy się dawnym mieszkańcom północnych Karkonoszy – od joannitów w Cieplicach po rozproszone wsie laborantów i tragarzy lektyk. Dobrze jest znać dawnych mieszkańców naszych ulubionych gór, nawet jeśli ślady po nich zostały zatarte. Poznaliście już Johanna – wyobrażonego przeze mnie przewodnika ze Szklarskiej Poręby z księgą pełną wpisów zachwyconych pań noszonych po Karkonoszach w lektykach. Dziś wrócimy do tematu karkonoskich baud: zobaczymy, czym były, jak się w nich żyło, co jadło, czym goszczono turystów. Zajrzymy do dawnej Strzechy Akademickiej i do Luční Boudy. Poznamy Hildę, córkę karczmarza z Hampelbaude. Wracamy w Karkonosze!

Czytaj dalej →
Cover Image for Ślady na Ślęży. Poganie, zbójnicy i masowa turystyka

Ślady na Ślęży. Poganie, zbójnicy i masowa turystyka

/podcast

Ślęża to góra o wielu twarzach, skrywająca w sobie rozmaite ludzkie historie. Już przed tysiącami lat była górą kultową, to tu czczono Słońce, odprawiano Sobótki. Później jej szczyt stał się miejscem waśni między poganami a chrześcijanami. A obecnie widzimy go jako cel masowej turystyki W międzyczasie na szczycie stał zamek, trzy kościoły, kamienne rzeźby i dwa schroniska. Ślęża interesowała wiele osób. Może Ciebie zainteresuje jej wyjątkowa i złożona historia. Posłuchaj i poznaj Ślężę (na nowo).

Czytaj dalej →
Postaw mi kawę na buycoffee.to