Czy sudecka turystyka “wyszła” z uzdrowisk? Duszniki-Zdrój i Szczawno-Zdrój w XIX wieku

Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak

Nie wiem, czy wiecie, że Sudety to góry bogate w wody lecznicze. I swego czasu takie Karkonosze, Góry Stołowe czy Masyw Śnieżnika były znane nie z atrakcyjnych szczytów i szlaków, ale właśnie ze znajdujących się u ich stóp znakomitych uzdrowisk. Dzisiaj Lądek, Cieplice czy Świeradów są już kojarzone bardziej jako miejscowości turystyczne, baza wypadowa w góry. Jednak kiedyś przyciągały kuracjuszy z całej Europy.
Przez fakt, że często to właśnie w górach znajdują się źródła wód leczniczych, mamy w uzdrowiskach do czynienia z sytuacją wyjątkową – spotkaniem kuracji z turystyką. Na pozór są to sprawy nie mające ze sobą wiele wspólnego. Owszem, kuracjusz podejmuje terapeutyczne bądź rehabilitacyjne spacery, ale przecież góry to teren wymagający, przestrzeń, w którą raczej nie wysłalibyśmy kogoś schorowanego czy osłabionego. A mimo to jakoś tak się stało, że te dwa, w teorii sprzeczne przedsięwzięcia, połączyły się, tworząc coś na kształt specyficznej górskiej turystyki uzdrowiskowej. Mało tego, niejedno europejskie pasmo zostało odkryte i udostępnione dla turystyki właśnie dzięki położonym u ich stóp uzdrowiskom. Idealnym przykładem są tu Sudety, które najpierw przyciągnęły kuracjuszy, a dopiero później górskich turystów.
W tym odcinku opowiem Wam o historii kilku sudeckich uzdrowisk i otaczających je gór. Będę mówić szczególnie o Dusznikach i Szczawnie-Zdroju. Na ich przykładzie przyjrzyjmy się fenomenowi XIX-wiecznych „badów” i razem spróbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie: czy turystyka górska “wyszła” z uzdrowisk?
Mam na imię Marysia, a to są Górskie Historie.
Balneologia w Europie
Na początek kilka słów o historii europejskiej balneologii. Chcę Wam o tym krótko opowiedzieć, żebyście zrozumieli, jak ważne były uzdrowiska w dawnych czasach. Bo kiedy my dziś myślimy o uzdrowisku, widzimy turnus sanatoryjny pełen starszych osób. A jeśli chodzi o picie wody, to czy ktoś z Was widzi w niej jeszcze rzeczywiste lekarstwo? A balneologia, czyli wykorzystywanie właściwości zdrowotnych m.in. wód w leczeniu chorób, jako jedna z najstarszych dziedzin medycyny uzdrowiskowej wywodzi się już ze starożytności. Przez wieki zainteresowanie i wiedza w tym temacie rosła stopniowo i powoli, żeby w XVIII wieku znacznie się rozwinąć. Powstawały wtedy takie prace naukowe jak:
- „Ciekawostki związane ze zwykłą wodą lub jej zalety w zapobieganiu i leczeniu wielu chorób”(„The curiosities of common water; or The advantages thereof in preventing and curing many distempers”) Johna Smitha
- „Nauczanie o mocy i działaniu świeżej wody na organizm człowieka, zwłaszcza chorego” („Unterricht von Kraft und Wirkung des frischen Wassers in die Leiber der Menschen, besonders der Kranken”) Johanna Siegmunda Hahna.
oraz specjalne listy, na które wpisywano przebadane wcześniej ujęcia, odnotowując ich skład i właściwości. Była to więc rzecz jak najbardziej poważna, zalegitymizowana metoda leczenia rozmaitych chorób. Do źródeł przyjeżdżali wszyscy chorzy - dzieci, dorośli, starsi. Na to też trzeba było mieć odpowiednie zasoby, bo pobyt w uzdrowisku nie był tani. Spotykali się tam więc głównie reprezentanci wyższej klasy, ew. wyższej klasy średniej. Wokół źródeł w XVIII i XIX wieku rozbudowywano też specjalną infrastrukturę - promenady, sale kuracyjne i balowe, restauracje, łaźnie, oranżerie i palmiarnie. Było to miejsce wyjątkowe, niejako odcięte od świata zewnętrznego. Przestrzeń, w której człowiek miał oddawać się tylko wygodom i terapeutycznym przyjemnościom. Taki opis zachęcał wielu do przyjazdu, nawet tych, którzy nie byli chorzy.
Usprawnienie podróżowania pozwoliło na swobodne przemieszczanie się. Nie było więc już wielkim wyzwaniem wybrać się do uzdrowiska – nawet tego zagranicznego. I to wszystko sprawiło, że w XIX wieku Licznie zakładane kurorty - z niemieckiego bady - zyskiwały na znaczeniu w całej Europie. Wymienić tu można choćby niemieckie uzdrowisko Baden-Baden, francuskie Vichy czy angielskie Bath. Jeśli chodzi o kurorty położone w górach, to znacie może alpejskie Bad Gastein, Evian czy Bad Ischl, gdzie księżniczka Sisi poznała swojego przyszłego męża, cesarza Franciszka Józefa.
Uzdrowiska śląskie
W tym odcinku skupimy się jednak na bliższym nam Śląsku, w XIX wieku uznawanym za prawdziwe zagłębie kuracyjne na terenie dzisiejszej Polski. Bo choć tutejsze uzdrowiska może nie dorównywały wielkością i rozmachem tym alpejskim, to ich nagromadzenie i relatywnie niskie ceny w połączeniu z przyzwoitą, a z czasem coraz lepszą infrastrukturą sprawiło, że przyjeżdżali do nich nawet goście z dalekich krajów.
Zacznijmy o tego, że wizyta w uzdrowisku była rzeczą pożądaną nie tylko ze względów zdrowotnych. W kurortach tych chodziło przede wszystkim o życie towarzyskie. W kontekście polskim śląskie bady stały się też miejscem spotkań Polaków z różnych zaborów – tu mogli oni swobodnie rozmawiać o polityce, deklamować polską poezję i śpiewać polskie piosenki. Śląskie kurorty, szczególnie w pierwszej połowie XIX wieku, chętnie gościły Polaków – stanowili oni jedną z najliczniejszych odwiedzających je grup narodowych. W związku z tym przygotowywana była dla nich specjalna oferta kulturalna – występy polskich muzyków, polskie sztuki i bale. Weźmy dla przykładu chociażby koncert Chopina w Dusznikach czy występy Henryka Wieniawskiego w Szczawnie. Język polski słyszano na deptakach bardzo często, szczególnie że Polacy, nawet jeśli wcześniej sobie obcy, na terenie uzdrowiska zawiązywali niemal natychmiastową komitywę i cały czas spędzali razem, aktywnie reprezentując pierwiastek polski zarówno na scenie kulturalnej, towarzyskiej, jak i organizacyjnej.
Wszyscy kuracjusze, nie tylko Polacy, szukali w uzdrowiskach podobnych rozrywek. Szczególnie dla wypatrujących przyszłego męża panien i polujących na posagi panów ważne było „promenadowanie”, podczas którego można się było pokazać, poznać i swobodnie porozmawiać z innymi gośćmi. Jeszcze lepsze od przechadzek po alejach parkowych i deptakach były dłuższe spacery, a nawet półdniowe wycieczki, które podejmowano do nieodległych atrakcji turystycznych. Najczęściej były to miejsca już przygotowane na przyjęcie ruchu kuracyjnego – i to w czasach przed towarzystwami górskimi (tzw. vereinami). Za przykład może tu posłużyć chociażby dobrze znana i przemierzana przez cieplickich kuracjuszy (i kuracjuszki) od XVII wieku trasa na zamek Chojnik. Inny przykład może stanowić okolica Lądka, którą tak opisał jeden z kuracjuszy w roku 1815:
„O dwie mile stąd na granicy Czeskiej i Morawskiej, leży najwyższa w Glatzkiem góra śnieżną zwana, do kilku znakomitych właścicieli należąca. Hr. Magnis użył jej na zaprowadzenie chowu bydła po szwajcarsku. Bliżej ku rzece Neisse we wsi tegoż Glatzkiego Magnata, znajduje się spadek wody 60 stóp wysoki, Wolfelsfall zwany”.
Gospodarstwo, o którym mowa, gdzie sprzedawano turystom serki i żętycę, to protoplasta dzisiejszego schroniska pod Śnieżnikiem, a Wolfelsfall, inaczej Wodospad Wilczki, to jeden z najważniejszych punktów wycieczki z Międzygórza, popularnej dziś wsi górskiej, jeszcze wówczas nie rozbudowanej przez Mariannę Orańską.
Jak pisze Maria Pytka:
„W XIX stuleciu, poza funkcją leczniczą, uzdrowiska Śląska pełniły także rolę bazy wypadowej do realizacji wycieczek krajoznawczych. Potwierdzają to liczne przewodniki oraz materiały promocyjne. Na początku XX wieku w powiatach jeleniogórskim, wałbrzyskim, jak również na ziemi kłodzkiej turystyka wpłynęła na szybki rozwój przemysłu hotelarskiego i gastronomicznego. Sprzyjały temu: stały napływ kuracjuszy, rozwój sieci kolejowej oraz aktywność towarzystw krzewiących turystykę górską”.
Żeby wyraźnie przedstawić powiązania uzdrowisk z turystyką górską, opowiem Wam teraz o dwóch miejscowościach, które swego czasu były w czołówce najpopularniejszych śląskich badów. Chodzi o Duszniki-Zdrój, położone na styku aż trzech sudeckich pasm – Gór Orlickich, Stołowych i Bystrzyckich – oraz Szczawno-Zdrój, będące bramą do Gór Wałbrzyskich.
Duszniki-Zdrój (Bad Reinerz)
Duszniki były znane z leczniczych źródeł już w XV wieku, ale dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku rada miejska wzięła się za udostępnienie uzdrowiska, wznosząc dom zdrojowy i aranżując park z deptakiem. Duszniki szybko stały się popularnym miejscem, odwiedzanym przez znamienite osobistości, m.in. cara Rosji Aleksandra I czy króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III. Nie możemy też zapominać o Fryderyku Chopinie, który kurował się w Bad Rainerz (jak nazywano wtedy Duszniki) w 1826 roku, mając 16 lat. Podczas swojego pobytu młody kompozytor zagrał charytatywny koncert w dzisiejszym teatrze zdrojowym.
Z przeglądu korespondencji kuracjuszy dusznickich, w tym Chopina i jego siostry, zarysować można wyobrażenie o życiu zdrojowym w XIX wieku. Osoby przyjeżdżające na kurację często przybywały całymi grupami, ze swoimi rodzinami lub towarzyszami. Zwykle leczenie polegało na piciu wody i zażywaniu spacerów – koniecznych jako uzupełnienie terapii. Pobyty trwały po kilka tygodni, więc kuracjusze szybko nudzili się ograniczonym środowiskiem uzdrowiskowym i zaczynali eksplorować okolicę. Z Bad Reinerz można było odbyć szereg ciekawych wycieczek, np. do pobliskich ruin zamku Homole, dokąd już pod koniec XVIII wieku poprowadzona była wygodna ścieżka. Podobnie, choć trochę później, można było się dostać do stojącej na dzisiejszej Ptasiej Górze baudy Liebe Stille, dzisiejszego schroniska Pod Muflonem. W pierwszej połowie XIX wieku prowadzono tam gospodarstwo mleczne zaopatrujące dusznickie uzdrowisko serwatkę i mleko, również mające właściwości lecznicze. Roztaczający się stamtąd widok (dziś widok sprzed schroniska) w połączeniu z malowniczą scenerią pasących się krów z powodzeniem potrafił zaspokoić estetyczne potrzeby XIX-wiecznego kuracjusza. W listach można znaleźć też wiele wzmianek o spacerach do Pustelni na dzisiejszym Wzgórzu Rozalii, mijanym po drodze do gospodarstwa na Ptasiej Górze. Dalsze, bardziej ambitne wycieczki górskie, podejmowane przez zdrowszych kuracjuszy, ich towarzyszy lub osoby znajdujące się w uzdrowisku z innych powodów niż w celach leczniczych, to chociażby wyprawa na Szczeliniec Wielki (Heuscheuer) czy przez Zieleniec na Hohe Mense (Orlica). A dlaczego nie wszyscy kuracjusze decydowali się na takie wyprawy? Przyjrzymy się relacji z Dusznik 16-letniego Fryderyka Chopina:
„Chodzę ja wprawdzie po górach, którymi Reinerz otoczone, często zachwycony widokiem tutejszych dolin, z niechęcią złażę, czasem na czworakach, alem jeszcze nie był tam, gdzie wszyscy jadą, bo mi zakazano. Jest tu w bliskości Reinerz góra ze skałami zwana Heuscheuer, miejsce, z którego widoki zachwycające, ale dla niezdrowego powietrza na samym wierzchołku nie wszystkim dostępne, a ja jestem jednym z tych pacjentów, na nieszczęście, którym tam nie wolno.
Ale mniejsza o to; byłem już na górze zwanej Einsiedelei [Pustelnia], bo tam jest pustelnik. Wszedłszy na górę, jedną z wyższych w Reinerz, wchodzi się po stu kilkudziesiąt schodach w prostej linii, nieledwie pionowo z kamieni zrobionych, do samego pustelnika, skąd przepyszny widok na całe Reinerz. Wybieramy się na jakieś Hohemense, ma to być też góra w przepysznej okolicy”.
Trzeba pamiętać, że w XIX wieku nie wszędzie jeszcze były poprowadzone wygodne trasy górskie, a nawet jeśli były, to mogły stanowić nie lada wyzwanie dla chorego. Niemniej warto zauważyć ciekawość, z jaką Chopin pisze o okolicznych górach. To zainteresowanie i docenienie walorów krajobrazowych okolic górskich jest wyraźne w wielu listach i relacjach, nawet tych osób, które z różnych powodów nie zapuszczały się na spacery dalej niż do krańca parku zdrojowego.
Z czasem to zaciekawienie górami coraz częściej mogło prowadzić kuracjuszy w lasy i na szczyty. I to między innymi z tego powodu w drugiej połowie XIX wieku powstały w Sudetach towarzystwa górskie, m.in. Glatzgebirgsverein (1888), które zajęły się udostępnianiem tych gór dla turystów. Może dlatego pod koniec XIX wieku inny kuracjusz tak pisał o Dusznikach:
„Wszystkie te widoki, które z dala oko czarują, można także oglądać z bliska, bo do wszystkich prowadzą wygodne a nienużące drogi. Kto lubi samotność i chce się nacieszyć pięknością natury, znajdzie tu wszystko; kto znów lubi zabawę i towarzystwo, ten potrzebuje tylko rzucić się w wir życia kąpielowego, a znajdzie tam rozrywki i zabaw obficie”.
Szczawno-Zdrój (Bad Salzbrunn)
W Szczawnie-Zdrój, a raczej Bad Salzbrunn, lecznicze źródła również odkryto bardzo wcześnie, bo już w XIV wieku. Podobnie jednak jak w Reinerz, ich faktyczne zagospodarowanie nastąpiło dopiero na początku XIX. Istotna dla sukcesu Szczawna była sława pobliskiego Starego Zdroju – dziś już nieistniejącego badu, który na przełomie XVII i XVIII wieku przyciągał wielu kuracjuszy w tamte okolice. Badacze twierdzą, że w XIX wieku Szczawno było najpopularniejszą miejscowością uzdrowiskową na Śląsku wśród Polaków – przybywali tam znani artyści, działacze, uczeni i pisarze, słowem: polska śmietanka towarzyska.
O tym, że przechadzki w Szczawnie nie były bynajmniej rzadką fanaberią, doskonale świadczy fragment listu kuracjusza pochodzący z 1858 roku:
„Najważniejszą rzeczą dla kurujących są spacery, a tych nie brakuje tutaj. Oprócz pięknej i obszernej kolumnady nazwanej Eliesenhalle, służącej za główne miejsce przechadzki w czasie niepogody, dotykający jej ogród albo park właściwie, zaleca się wybornym utrzymaniem chodników, klombów, drzew i pagórków. Najwięcej odwiedzanym przez chorych miejscem jest tak nazwana Szwajcaria czyli Idahof gdzie w pośród wysokich naokoło gór, wybudowany jest obszerny dom szwajcarski, a w nim wybornie utrzymane krowy takiejże samej rasy, dostarczające gościom leku tak wyśmienitego i pożywnego, iż zaprawdę odpić się nie można.
Spacer ów tę ma jeszcze korzyść nad innymi, że droga do niego prowadzi płaska i równa, więc nie męcząca wcale, Kto zaś może wiele chodzić, albo też na osiołku chce się przejechać, niech się uda na Wilhelmhohe. Jest to góra wysoka, z której prześliczny widok na przeciwległe góry, na miasto Waldenburg, posiadające wielką i ciekawą fabrykę porcelany, na Furstenstein zamek należący do rodziny Hohbergów właścicieli Salzbrunna, a nawet z wieży która się tu znajduje, w dzień pogodny, można dojrzeć mury miasta Wrocławia”.
Dopiero trzy dekady po tym liście towarzystwo Waldenburger Gebirgsverein zajmie się udostępnianiem Gór Wałbrzyskich dla turystów, wachlarz wymienionych tu dostępnych tras i atrakcji może więc zaskakiwać. Dodajmy, że atrakcji na tyle łatwo dostępnych, że były w zasięgu możliwości kuracjuszy. I – co ważne dla nas – w większości dostępnych do dziś. Weźmy chociażby wymienione w liście Wilhelmhohe albo inaczej Stożek bądź Wzgórze Gedymina. Dziś możemy dojść z parku zdrojowego w Szczawnie na jego szczyt niemal tą samą trasą, którą wędrowano w XIX wieku. Co prawda na górze nie zobaczymy już „oberży w formie ruin starego zamczyska” i wieży, która była tam przed wojną, ale wciąż możemy podziwiać widok na „przeciwległe góry, na miasto Waldenburg (Wałbrzych)”, tyle że z nowej, wybudowanej w 2022 roku wieży. Nawiasem mówiąc, podobno ma tam też powstać nowa restauracja.
Jeśli chodzi o krótsze wędrówki, autor listu pisze o szwajcarskim gospodarstwie mlecznym Idahof, do którego kuracjusze chadzali na malownicze spacery zwieńczone piciem serwatki przy Szwajcarce. Dziś też możemy się tam przejść, ba! Możemy nawet również napić się czegoś bądź coś zjeść, bo stary Idahof to dzisiejsze Dworzysko, czyli hotel i restauracja w Szczawnie-Zdrój.
Jeśli chodzi o dalsze wycieczki z Salzbrunn, perełką był zamek Furstenstein (Książ) – stary i nowy. I najprawdopodobniej goście wędrowali od starego do nowego trasą, którą dziś nazywamy Ścieżką Hochbergów. Jest to pięknie poprowadzony szlak w dolinie Pełcznicy, w wąwozie Książ. Po drodze mijamy nie tylko sztuczne ruiny i faktyczny zamek Książ, ale też wiele mostków, kładek, skał, a nawet punktów widokowych. Byłam tam niedawno i zupełnie się nie dziwię, że XIX-wiecznym turystom (przepraszam, kuracjuszom) się tam podobało, czego dowodem jest poniższy fragment:
„Najrozmaitszym ze wszystkich miejsc jest zamek Furstenstein. Ludzie niewiele tu mieli do czynienia, bo wspaniała i groźna natura sama co najpiękniejszego prawie dokonała. Trudno opisać te niezmierne i skaliste wąwozy, jary i przepaście w łonie skalistych gór”.
Na przykładzie Szczawna widać też, podobnie jak w Dusznikach, że z czasem rosło zainteresowanie kuracjuszy trudniejszymi wycieczkami i eksploracją okolicznych szczytów:
„Okolica przedstawia wiele ciekawych rzeczy. Wokół widać łańcuch znacznych gór, których niektóre szczyty, jak Sattelberg [Trójgarb], Ochsenkopf [Wołowiec], Hochwald [Chełmiec] itd., od 2000 do 2500 stóp nad poziom morza się wznoszą i warte są zwiedzenia. Ze Sattelbergu jest pyszny widok na okolicę. Z dala ku południu ukazuje się w Górach Olbrzymich, z czeska Kierkonoszami zwanych, Śnieżka”.
Uzdrowiska śląskie a początek turystyki w Sudetach
Przyszedł jednak czas, żeby odpowiedzieć na zadane na wstępie pytanie: czy śląskie uzdrowiska były początkiem turystyki w Sudetach?
Z tego, co wyczytaliśmy w listach, kuracjusze przybywający do wód jak najbardziej zauważali góry: pisali o tym, że są „miłe dla oka”, doceniali ich malowniczość i klimat – lasy oraz czyste powietrze. Rzadko jednak odnotowywali chęć faktycznego poznania ich bliżej. Nie bez powodu uzdrowiskowa infrastruktura zapewniała idealnie równe i zadbane deptaki, włącznie z tymi zadaszonymi, umożliwiającymi wygodne spacery nawet w niepogodę. Bo spacerować było trzeba – był to istotny element kuracji. Ale kto powiedział, że spacer ma trudzić, brudzić i zapocić? Upodobanie w przyjemnościach, chęć doświadczania relaksującej rozrywki nie prowadziły kuracjusza w góry. Co najwyżej na niezbyt strome szlaki, bardziej przypominające parkowe aleje, wiodące do popularnych, malowniczych zakątków, najlepiej jakiegoś sielskiego gospodarstwa albo romantycznych ruin.
Z drugiej strony rozbudowana już na początku XIX wieku infrastruktura noclegowa uzdrowisk przyciągała nie tylko kuracjuszy. Do badów przyjeżdżały też osoby zupełnie zdrowe, wcale nie korzystające z wód, delektujące się po prostu klimatem i krajobrazem. Takie osoby chętnie już wyruszały w góry, nawet w bardziej oddalone miejsca, do których nie prowadziły jeszcze wygodne ścieżki.
Spójrzmy teraz, jak te wydarzenia ukształtowały naszą dzisiejszą sudecką turystykę. Może zauważyliście kiedyś, że w Sudetach mamy dużo krótkich, niezbyt wymagających tras, prowadzących do konkretnego obiektu, np. na Halę pod Śnieżnikiem, na Chojnik, na Wzgórze Gedymina, do schroniska PTTK Pod Muflonem, wokół wąwozu Książ czy na Chełmiec. To są nierzadko te same trasy, którymi goście uzdrowisk wędrowali sto, a nawet dwieście lat temu. Nagromadzenie atrakcyjnych punktów widokowych, wież, platform, sztucznych ruin – to wszystko jest także pozostałością po tamtej epoce, ale jakże mile widzianą i współcześnie.
Sudety, niejako w spadku najpierw po turystyce uzdrowiskowej, potem po działalności towarzystw górskich, mają bardzo mocno rozwiniętą infrastrukturę turystyczną. Może właśnie przez to niektórym górołazom wydają się zbyt cywilizowane i nienaturalne, a przez to mniej atrakcyjne. Zapewniam Was jednak: ścieżki wokół uzdrowisk może i są wygodne czy uporządkowane, ale tam, gdzie kuracjusz już nie docierał, można znaleźć prawdziwą sudecką dzicz i to w połączeniu z niezłą wyrypą. Weźmy takie Góry Bystrzyckie albo Wałbrzyskie – niby niepozorne, bo uzdrowiskowe. Ale wejdź w nie głębiej, a w pełni zrozumiesz wszechstronny potencjał Sudetów. Potencjał wynikający po części z ich uzdrowiskowej historii.
Literatura
J. Morawski, Podróż w Śląsk w roku 1815 opisana w listach do brata, „Pamiętnik Warszawski” 1816, nr 4.
M. Pytka, Przemiany krajobrazu kulturowego uzdrowisk Sudetów Środkowych (Stary Zdrój, Jedlina Zdrój, Szczawno Zdrój, Sokołowsko) w latach 1686-1945, rozprawa doktorska, Politechnika Wrocławska, Wrocław 2024
Korespondencja Fryderyka Chopina, opr. B.E. Sydow, t. 1, Warszawa.
[M. Karasowski], Listy z podróży. Salzbrunn dnia 16 lipca 1858 roku, „Kronika Wiadomości Krajowych i Zagranicznych” 1848, nr 3(193).
A. Marek, Reminiscencje z podróży Polaków po Sudetach na podstawie XIX-wiecznych relacji, “Studia Geohistorica” 2020.
A. Zieliński, Listy ze śląskich wód, Wrocław - Warszawa - Kraków - Gdańsk - Łódź 1983.
Podpis do obrazka: Ilustracja na podstawie Bad Salzbrunn in Schlesien mit seinem Oberbrunnen ze zbiorów Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Pozostałe wpisy:
Trudne początki turystyki w Beskidach Zachodnich
W odcinku posłuchacie o mniej znanych faktach z historii turystyki w Beskidach Zachodnich. Usłyszycie o pierwszych schroniskach, oznaczeniach szlaków oraz barierach kulturowych i społecznych, które wpłynęły na percepcję gór przez pierwszych turystów. Podcast rzuca światło na stereotypy i mity związane z góralami beskidzkimi oraz pokazuje, jak obawy przed "potwornymi" mieszkańcami oraz brak infrastruktury turystycznej wpływały na rozwój regionu. Dodatkowo, odcinek opisuje, jak rywalizacja między polskimi a niemieckimi organizacjami turystycznymi ukształtowała obecny obraz turystyki w Beskidach.
Czytaj dalej →Czy masz kwalifikacje do chodzenia po górach?
W tym odcinku zastanowimy się, jakie cechy posiadałby turysta idealny, gdyby istniał. Opowiem Wam, czym jest turystyka kwalifikowana - zarówno w ujęciu historycznym, jak i współczesnym. Do przygotowania tego odcinka przeprowadziłam szereg rozmów z turystami, przewodnikami, przodownikami i znakarzami. Na ich podstawie opracowałam studium mające zarysować "z grubsza", jaka turystyka jest uznawana za "wyższą" i jak na ten wyższy poziom można się wspiąć.
Czytaj dalej →