Czy masz kwalifikacje do chodzenia po górach?

Podcast Górskie Historie - Marysia Kościelniak

Czy istnieje turysta idealny? Taki, który jest świadomy i zorientowany. Znający zasady górskiego savoir vivre. Czerpiący przyjemność z samej wędrówki i krajoznawczego poznania. Te wszystkie cechy „idealnego” turysty mogą wydawać się dość arbitralne, ale – uwierzcie mi – nie wymyśliłam ich sama.
Koncepcja takiego „turysty idealnego” ma już swoje lata, bo sięga początków turystyki górskiej w Polsce, a nazwę i coś na kształt definicji przyjęła w okresie powojennego rozkwitu Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. I może nie byłby to temat aż tak interesujący, gdyby nie fakt, że ta nieuchwytna idea turystyki wysokiej – tak jak sztuka bywa wysoka – była jednym z kamieni węgielnych współczesnego chodzenia po górach w Polsce. Spróbujmy więc odkurzyć tę koncepcję i przeanalizować ją ponownie, bo może pozwoli nam to zrozumieć - nie tyle, jak być turystą idealnym, co raczej - dla kogo projektowano turystykę górską, jaką znamy dziś?
W tym odcinku usłyszycie o „lepszym” i „gorszym” rodzaju turystów. Dowiecie się, co trzeba robić, żeby należeć do „turystycznej elity”. Przyjrzymy się początkom turystyki kwalifikowanej oraz temu, jak kształtuje się ona obecnie i jaki związek z nią mają odznaki turystyczne?
Mam na imię Marysia, a to są Górskie Historie.
Turysta idealny
Na początek, przyznajcie – słyszeliście kiedyś o turystyce kwalifikowanej? Niewiele się o niej mówi, choć jeszcze niedawno było to fundamentalne pojęcie związane szczególnie – choć nie tylko – z turystyką górską. Termin ten pojawił się na początku lat 50., gdy PTTK potrzebowało zbiorczej nazwy dla rozwijającego się wtedy szerszego zainteresowania różnymi dyscyplinami turystycznymi wymagającymi specjalistycznego sprzętu i umiejętności, np. turystyką pieszą, konną, żeglarską, czy narciarską. Kwalifikowana była więc taka turystyka, do której uprawiania potrzebna jest specjalizacja, a co za tym idzie, uprawianie takiej turystyki już na starcie przypisywało turystę do węższego grona „specjalistów”.Można więc powiedzieć, że termin, który miał łączyć i uogólniać, zaczął nabierać coraz większej ekskluzywności.
Od początku swego istnienia Polskie Towarzystwo Turystyczne miało pewne określone oczekiwania co do „właściwego” uprawiania turystyki. Nieważne, jaką wybrałeś formę – jeździsz na nartach, żeglujesz czy wędrujesz - powinieneś wiedzieć, gdzie podróżujesz, po co podróżujesz i co mijasz po drodze. Powinieneś być zorientowany w historii odwiedzanego regionu i wiedzieć o ciekawych punktach krajoznawczych, które możesz tam zobaczyć przy okazji. Dodatkowo dobrze by było, gdybyś znał się też na aktywności, którą wybrałeś.
Turysta „mniej idealny”
Jak zatem wyglądałoby przeciwieństwo takiego ideału? Może byłby to ktoś, kto ot, chociażby wybrał się na żagle na Mazury, nie znając kursów względem wiatru, nie wiedząc, jak zachować się w porcie, nie orientując się zupełnie w historii Prus Wschodnich. Taka osoba jechałaby tam czysto dla towarzyskiej rozrywki, dla biernego odpoczynku, może nawet żeby po prostu poimprezować ze znajomymi w „niecodziennych okolicznościach”, na łonie natury. Żeglarstwo i Mazury byłyby tu tylko pretekstem, ładnym krajobrazem w tle. Podobnie w górach. Turysta niekwalifikowany wybierałby się w nie bezrefleksyjnie, byłoby mu obojętne, jakie pasmo wybierze. Prawdopodobie udałby się na najbardziej popularny szczyt najczęściej wybieranym szlakiem. A to dlatego, że takie postępowanie wymaga minimum zaangażowania i wiedzy – po prostu podążasz za modą, idziesz po wydeptanych śladach. Bardzo możliwe, że taki turysta nie miałby odpowiedniego sprzętu i ekwipunku. Wyobraźmy sobie, jak obcierają go buty, źle dobrane ubranie nie chroni przed chłodem lub nie pozwala skórze oddychać, a brak prowiantu prowadzi do wygłodzenia i spadku energii oraz nastroju. Nic dziwnego, że taka osoba nie odpowiada na powitania innych turystów, nie zwraca uwagi na mijane pomniki, tablice ani okazy botaniczne.
Ale żeby nie było, że ja tu sobie coś wymyślam, oto kilka definicji turystyki kwalifikowanej z artykułów naukowych.
Definicja turystyki kwalifikowanej
Według Tadeusza Łobożewicza i Rafała Koguta „turystyka kwalifikowana stanowi najwyższą formę specjalizacji turystycznej i odnosi się do kwalifikacji osobistych, jakie musi posiadać turysta”. Eugeniusz Mazur dodaje, że turystyka kwalifikowana wymaga specjalistycznych umiejętności i sprzętu oraz dobrej kondycji fizycznej. Ponadto uprawianie tego rodzaju turystyki „wymaga specjalnego przygotowania psychofizycznego, zahartowania na trudy, umiejętności zachowania się w środowisku naturalnym i w obiektach turystycznych”. Celem turystyki kwalifikowanej jest natomiast „wypoczynek, rekreacja, doskonalenie sprawności, wydolności i zdrowia oraz wszechstronne poznanie kraju”. Joanna Mokras-Grabowska wymienia nawet konkretne cechy, które powinien posiadać uczestnik turystyki kwalifikowanej, a są to:
· znawstwo, pasja i świadomość,
· odporność i zahartowanie na trudy,
· umiejętność posługiwania się sprzętem turystycznym,
· umiejętność zachowania się na szlaku czy w obiekcie turystycznym.
Mariaż sportu i krajoznawstwa?
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że tego rodzaju turystyka wymaga wyspecjalizowania się, czyli inaczej nabycia umiejętności czy to technik narciarskich, czy prowadzenia łodzi żaglowej, możemy dojść do wniosku, że turystyka kwalifikowana to synonim sportu. I trochę tak jest, ale nie do końca. Sport jest elementem turystyki, ale turystyka nie jest sportem. Z założenia eliminuje się z niej bowiem nastawienie na pobicie rekordu, wyczynowość. Turysta musi, rzecz jasna, wykazywać się sprawnością fizyczną, ale akcent jest tu położony na poznawcze aspekty podróżowania, innymi słowy – krajoznawstwo. Turysta kwalifikowany jest więc z jednej strony sportowcem-amatorem, z drugiej znawcą terenu, który odwiedza.
Turystyka kwalifikowana oczami jej twórców
Turystykę kwalifikowaną w kontekście pieszej turystyki górskiej najlepiej wyjaśnił sam współtwórca tej koncepcji, Władysław Krygowski [o którym wspominałam już w poprzednich odcinkach]. Tak przedstawiał ją na łamach „Biuletynu Informacyjnego PTTK” w roku 1962:
„Jest bezsporne, że trzeba dążyć do najszerszego upowszechniania turystyki górskiej, ale równocześnie uczynić wszystko, aby nadążało również upowszechnianie koniecznych kwalifikacji do uprawiania turystyki górskiej, szerzenie i podnoszenie kultury turystycznej oraz wartości poznawczych, związanych z turystyką górską. Bez kwalifikacji turystycznych turystyka górska może stać się niebezpieczna dla ludzi, bez kultury turystycznej zagraża przyrodzie, bez wartości poznawczych staje się bezduszna i nie spełnia roli społecznej”.
I choć niektórzy powiedzą, że pojęcie turystyki kwalifikowanej jest przestarzałe, to idące za nim wartości i przekonania są jak najbardziej nadal aktualne. A co gorsza, wydaje się, że czarny scenariusz, przed którym przestrzegał Krygowski, rozgrywa się na naszych oczach. Bo turystyka zdecydowanie się upowszechniła, ale czy jednocześnie – w wymiarze masowym – nie jest niebezpieczna dla ludzi, niszczycielska dla przyrody, bezduszna i niezachęcająca do integracji?
Elita turystyczna
Żeby jednak nie było, że w PRL-u świat wyglądał inaczej! Nie ma co udawać, że uczestnicy tej „wyższej szkoły” turystyki kiedykolwiek stanowili większość, a idealny turysta to „za komuny” była rzecz oczywista. Tak naprawdę turystyka kwalifikowana zawsze była realizowana przez mniejszość turystów, a wybierający ją ludzie tworzyli swego rodzaju elitę. Przede wszystkim wędrowali sami, poza najpopularniejszymi szlakami. Bo przecież ideą Górskiej Odznaki Turystycznej (będącej potwierdzeniem kwalifikacji turysty) było zapoznanie Polaków z wszystkimi regionami polskich gór. Dlatego jej zdobywcy chodzili po różnych pasmach, między innymi mniej znanych Gorcach czy Rudawach. Mało tego, oznaką kwalifikacji od początku była umiejętność samodzielnego wędrowania POZA szlakiem. Swego czasu w PTTK był nawet pomysł, żeby opracować sieć takich „półszlaków” – zaznaczonych na mapie, ale niewyznakowanych w terenie. Miały to być trasy dla osób potrafiących odnaleźć drogę bez pomocy znaków, czyli właśnie dla turystów kwalifikowanych. Taki turysta musiał wykazywać się też samodzielnością w planowaniu i egzekwowaniu swoich wypraw, co potwierdzał zdobytymi odznakami. Z czasem mógł nawet stać się Przodownikiem PTTK, co można uznać za najwyższe osiągnięcie dostępne dla polskiego góroznawcy amatora.
Od początku turystyka kwalifikowana była postrzegana – szczególnie przez samych turystów kwalifikowanych – jako bardziej wartościowa niż masowa. Pośrodku znajdowała się jeszcze turystyka aktywna – taki „przedsionek” kwalifikowanej, definiowana jako „aktywność hobbystyczna w licznych formach […] z grzybobraniem włącznie”. Ekskluzywny charakter turystyki kwalifikowanej objawiał się między innymi poprzez przeznaczanie dla jej uczestników specjalnych miejsc noclegowych. Za moment opowiem Wam o bacówkach PTTK albo inaczej schroniskach turystyki kwalifikowanej, w których spali tylko turyści indywidualni, najczęściej właśnie kwalifikowani. Podobnie rzecz się miała z różnego rodzaju chatkami i innymi alternatywami noclegowymi (swoją drogą wymaganą kwalifikacją nocujących w nich turystów była chociażby umiejętność znoszenia spartańskich warunków, które zwykle panowały w takich obiektach). Tak więc turysta kwalifikowany na wielu płaszczyznach miał przestrzeń do tego, by odróżnić się od zwykłego turysty i udowodnić niejako swój wyjątkowy status.
Turystyka kwalifikowana współcześnie
Termin „turystyka kwalifikowana” może brzmi już trochę anachronicznie, ale nadal możemy się z nim spotkać, choć czasem nie zwracając nań większej uwagi. Co natomiast ważniejsze, ten rodzaj turystyki wciąż kształtuje krajobraz naszych gór, a nawet wpływa na nasze górskie zachowania. Już tłumaczę…
Bacówki
Byłam niedawno w Gorcach, na kilkudniowej wyprawie, z której relację możecie obejrzeć na moim kanale YouTube. W Gorcach, jak może wiecie, nie ma zbyt wielu schronisk. Jest schronisko na Turbaczu, na Starych Wierchach. Mamy też Bacówkę na Maciejowej, której dokładna nazwa brzmi – cytując drewniany szyld wiszący na tym budynku – „Bacówka PTTK na Maciejowej. Schronisko turystyki kwalifikowanej”. Przystanęłam na chwilę przy tym szyldzie, zastanawiając się, czym właściwie jest schronisko turystyki kwalifikowanej. Frapowało mnie to głównie dlatego, że brzmiało to jakoś tak elitarnie i ekskluzywnie. Aż zawahałam się przed wejściem do środka, myśląc: „czy schronisko turystyki kwalifikowanej to miejsce dla mnie? Czy aby nie za wysokie progi?”.
Szczęśliwie po wejściu do środka mogłam od razu uzyskać odpowiedzi na moje pytania, bo wiszące na ścianach tablice szczegółowo wyjaśniają, czym są, były i miały być takie schroniska vel bacówki. Służyć miały jako obiekty noclegowe dla turystów indywidualnych (z których nie wszyscy musieli być kwalifikowanymi) w czasach, kiedy większe schroniska i podgórskie domy wczasowe były po brzegi wypełnione ludźmi, z powodu wyjazdów organizowanych w ramach rozwijającej się po wojnie na ogromną skalę turystyki masowej. Wszelkie rajdy, wczasy zakładowe i inne wycieczki grupowe nieustannie zajmowały miejsca w dostępnych obiektach i dlatego w latach 70. zdecydowano się stworzyć sieć małych schronisk turystyki kwalifikowanej, przeznaczonych dla indywidualnych plecakowców. Te niewielkie schroniska były wykonane bardzo minimalistycznie, między innymi brakowało w nich podłączenia do instalacji wodnej oraz elektrycznej. Takie miejsca nazywano „bacówkami”. W polskich górach powstało trzynaście takich schronisk, od Bieszczad po Karkonosze. Większość przetrwała i funkcjonuje do dziś, zachowując swój prosty, „kwalifikowany” charakter.
Odznaki
Nie tylko schroniska, ale też zachowania i tradycje górskie nawiązują do turystyki kwalifikowanej. Jeśli kiedykolwiek zdobyliście lub próbowaliście zdobyć odznakę GOT lub inną odznakę PTTK – uczestniczyliście w niej i Wy. System odznak PTTK powstał bowiem po to, żeby zachęcać do świadomej, a w rezultacie kwalifikowanej turystyki. Taka odznaka miała stanowić „symbol sprawności i wiedzy”, być „instrumentem upowszechniania turystyki i krajoznawstwa, ale także bodźcem do opanowywania coraz wyższych umiejętności turystycznych”. Mogę to potwierdzić – kiedy w zeszłym roku podczas kursu na organizatora turystyki PTTK spytałam prowadzącego, przewodniczącego wrocławskiego oddziału, w jaki sposób można udowodnić swoje kwalifikacje turysty, odpowiedział, że poprzez zdobywanie odznak. Zatem na tym polu nic się nie zmieniło.
Kultura turystyczna
Ważnym punktem powtarzającym się w rozmaitych definicjach turystyki kwalifikowanej jest kultura turystyczna, czyli zasady dotyczące zachowywania się w górach i schroniskach. Swego czasu takie zasady były zresztą jasno określone. W latach 50., kiedy wprowadzono termin turystyki kwalifikowanej, do regulaminu GOT dołączane były instrukcje dla turystów zatytułowane „ABC górskiego turysty”, w których zawierano „praktyczne wskazówki dotyczące przygotowania i przeprowadzania wycieczki, sposobu zachowania się w górach i zasad bezpieczeństwa”. Czy te zasady są kultywowane do dzisiaj? Tak! Przecież nadal mówimy sobie „cześć” albo „dzień dobry” na szlaku, przecież wciąż zdajemy sobie sprawę, że schroniska górskie rządzą się swoimi specyficznymi, nie-hotelowymi zasadami. Jest też jednak faktem, że osób, które znają te zasady, spotyka się coraz mniej. A może tak się tylko wydaje? Jak myślicie – jaki procent współczesnej turystyki górskiej stanowi turystyka kwalifikowana?
Stereotyp turysty kwalifikowanego
Nie jest przecież tak, że turystą kwalifikowanym może być tylko członek PTTK w średnim wieku, który uczestniczył jeszcze w dawnym, przedtransformacyjnym środowisku turystycznym. Wiadomo, że takim ludziom może być bliżej do turystycznego ideału, bo bywali na rajdach, brali udział w obozach wędrownych, zdobywali GOT w czasach, kiedy było to modne. Szczęśliwie te wykształcone wówczas umiejętności i wartości ci ludzie przekazują dziś dalej. Rośnie nam więc – może niezbyt liczne, ale jednak! – młode pokolenie turystów kwalifikowanych. Są to osoby wychowane na wartościach dawnego PTTK (z czasów jego świetności) i chodzący po górach w starym stylu – z plecakiem, mapą i przewodnikiem, zatrzymujący się w schroniskach. Ludzie, którzy wiedzą, dokąd idą, w jakim regionie goszczą, a może nawet zdradzą Ci nazwy widocznych dookoła szczytów.
Awans turystyczny to proces
Na koniec warto podkreślić, że nikt się turystą kwalifikowanym nie rodzi. Każdy, kto określa się tym mianem, musiał przejść pewną drogę: od niedoświadczonego wędrowca podążającego szlakiem od znaku do znaku bez mapy, do „turysty idealnego”, który jest świadomy tego, gdzie idzie i jak się zachowywać w trasie. Każdy ma tutaj własną ścieżkę od amatora do krajoznawcy, sportowca, a czasem nawet edukatora. Już w latach 50. Władysław Krygowski mówił o tym, że szlaki turystyczne znakuje się nie po to, żeby ludzie chodzili po nich bezrefleksyjnie, a raczej po to, by podążający nimi początkujący turyści mogli uczyć się gór, by z czasem móc przemierzać je na własną rękę, z mapą za jedyną przewodniczkę.
Kiedyś to PTTK wyznaczało ścieżkę rozwoju turysty kwalifikowanego, dziś wygląda to już trochę inaczej. Instytucja ta nie organizuje już rajdów, obozów wędrownych, a same odznaki nie wzbudzają już takiego zainteresowania jak kiedyś. Systemy ich zdobywania są dla nas często anachroniczne i zagmatwane. Dziś możliwość doskonalenia się jako turysta zapewnia za to wolny rynek - między innymi jak grzyby po deszczu ukazują się dzisiaj coraz to nowsze odznaki, opracowywane i nadawane przez organizacje prywatne.
Kultura turystyczna również ma się dobrze. A co jest wyjątkowo ciekawe, to mnożące się w naszej sprywatyzowanej rzeczywistości kursy rozmaitej turystyki – od zimowej po wspinaczkowej – które stają się okazją do międzypokoleniowych spotkań i miejscem przekazywania sobie doświadczeń i wiedzy.
Mało tego, wciąż żywe jest także specjalistyczne podejście do turystyki górskiej. Coraz częściej słyszy się o zyskującym na popularności chatkowaniu czy biwakowaniu, do czego wymagane są konkretne umiejętności i sprzęt. Naszą platformą wymiany doświadczeń stały się media społecznościowe, gdzie możemy nauczyć się, jak bezpiecznie przenocować w lesie lub jak korzystać z przyrody, nie niszcząc jej. Na wyciągnięcie ręki mamy materiały edukujące nas w zakresie technik wędrowania, a nawet biegania po górach. Łatwo możemy dowiedzieć się, jak wykorzystać urządzenia do śledzenia tętna, żeby iść możliwie najefektywniej. Mamy również okazję zapoznać się z testami sprzętu górskiego, co jest bardzo przydatne w obliczu przytłaczająco bogatej oferty rynkowej.
Wydaje mi się więc, że nasze pokolenie wcale nie zapomniało o turystyce kwalifikowanej. I że wśród nas również znajdziemy niejednego „turystę idealnego”. A może nawet Ty nim jesteś?
Literatura
- A. Marek, W. Lewandowski, Możliwości rozwoju turystyki kwalifikowanej w Polsce na przykładzie wspinaczki, „Słupskie Prace Geograficzne” 2011, nr 8.
- E. Sieńko-Awierianów, J. Wesołowska, Czynniki warunkujące uprawianie górskiej turystyki kwalifikowanej przez studentów Instytutu Kultury Fizycznej w Szczecinie, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego” 2010, nr 631.
- J. Mokras-Grabowska, Turystyka kwalifikowana – od idei do praktyki. Przykład turystów odwiedzających Tatrzański Park Narodowy, [https://dspace.uni.lodz.pl/xmlui/bitstream/handle/11089/20390/Turystyka%20kwalifikowana%20-%20od%20idei%20do%20praktyki.pdf?sequence=1&isAllowed=y\]
- W. Krygowski, Kwalifikacje, kultura turystyczna, wartości poznawcze a potem upowszechnienie turystyki górskiej, „Biuletyn Informacyjny Zarządu Głównego PTTK” 1962, nr 39–40. [http://bbiuletyny.pttk.pl/Biuletyn_informacyjny_1962_39.pdf\]
- T. Łobożewicz, PTTK jako stowarzyszenie kształtujące nawyki aktywnego wypoczynku i aktywnej turystyki, „Ziemia” 2001.
- J. Mokras-Grabowska, Turystyka kwalifikowana – od idei do praktyki. Przykład turystów odwiedzających Tatrzański.
- I. Dominek, Władysław Krygowski (1906–1998), Kraków 2023.
Pozostałe wpisy:
Czy sudecka turystyka “wyszła” z uzdrowisk? Duszniki-Zdrój i Szczawno-Zdrój w XIX wieku
Sudety mają swój specyficzny krajobraz kulturowy. Słyną z ciekawych punktów widokowych i wież, z romantycznych ruin, dostępnych ścieżek i... zdrojów. Jest ich aż 11 - Szczawno, Duszniki, Cieplice, Świeradów, Lądek i kilka innych. Obecnie renoma uzdrowisk jest już nieco mniejsza niż w XIX wieku. Kojarzą nam się z turnusami sanatoryjnymi. A co jeśli Wam powiem, że do powstania sudeckich szlaków przyczyniły się właśnie kuracje leczniczą wodą prowadzone w tych uzdrowiskach? Przecież to właśnie te miejscowości często wykorzystujemy jako dobrą bazę wypadową w góry! Nie bez powodu... ;) W tym odcinku dzielę się z Wami moimi badaniami na temat wpływu ruchu kuracyjnego na turystykę górską w Sudetach. Przyglądam się szczególnie dwóm miejscowościom (Duszniki, Szczawno) i rozwiniętej wokół nich bazie szlaków.
Czytaj dalej →O górskich demonach
W górach wyobraźnia pracuje na wysokich obrotach. W lasach słychać podejrzane trzaski, mgła przybiera niepokojące kształty, a skały potrafią wyglądać jak różne zwierzęta i potwory. I skoro w obecnych czasach sceptycyzmu i kultu nauki zdarza się nam "przestraszać się" na szlaku, to co dopiero musiało się dziać kilka wieków temu, kiedy ludzie szczerze wierzyli w istnienie rozmaitych demonów i upiorów! W tym odcinku zajmiemy się polskimi diabłami górskimi. Zastanowimy się, jaki duch jest największym celebrytą i dlaczego. Przyjrzymy się genezie górskich wierzeń w istoty magiczne. Ostrzegam: jeśli czujecie czasem, że ktoś Was w górach obserwuje, ten odcinek może wzmóc to odczucie...
Czytaj dalej →